Witam, jak już pisała Yzalbe, spotkałyśmy się w piątek ok. 22:20 pod Klifem. Miałam ze sobą 50 szt. ogłoszeń A5 czarno-białaych, oraz dodatkowo ok. 40 czarno-białych ulotek do wręczania napotkanym osobom – każda z nich zawierała 3 fotki i dokładniejszy opis wyglądu Fuksiary.
Gdy stałyśmy na przejściu dla pieszych przy Okopowej, Yzalbe zauważyła w oddali kota wydostającego się z cmentarza (skoczył z muru na jakąś skrzynię czy też może budkę telefoniczną, ja tego dokładnie nie widziałam). Jednak, według mnie raczej mało prawdopodobne jest, żeby Fuksiara przedostała się na cmentarz, chociaż nie można tego wykluczyć. Koty, stale tam bytujące mają swoje, sobie tylko znane, przejścia, trasy, które przemierzają na co dzień. Kotu nie znającemu okolicy raczej trudno byłoby znaleźć dogodne przejście na cmentarz. To przejście, które widziałyśmy jest jednokierunkowe – wiedzie z cmentarza na zewnątrz, nie jest możliwe sforsowanie tego muru w tym miejscu w przeciwnym kierunku. Trzeba by połazić wzdłuż muru i znaleźć miejsca, przez które ew. może prowadzić kocia droga z zewnątrz do środka. Takim miejscem może być np. (chociaż nie na pewno) mur pokryty z zewnątrz pnącymi krzewami – takie widziałam w połowie muru otaczającego cmentarz od strony Okopowej. Mogą to być miejsca, gdzie przy murze jest jakieś podwyższenie, altanka śmietnikowa, daszek przystankowy itp., ale takich miejsc od strony Okopowej nie widziałam.
Teraz opiszę po kolei nasze dalsze działania.
1) Przeszłyśmy na drugą stronę Okopowej (tę samą, na której znajduje się cmentarz) – tu Anielewicza skręca łukiem i przechodzi w ul. Gibalskiego. Powiesiłyśmy kilka ogłoszeń przy parkingu przylegającyn do Okopowej (blisko muru cmentarnego) oraz przy śmietnikach na pobliskich podwórkach.
2) Wróciłyśmy z powrotem na tę stronę Okopowej, po której znajduje się Klif. Obeszłyśmy budowę dookoła, po dotarciu na podwórko między budową a Esperanto, przeszłyśmy kawałek Anielewicza po stronie budowy, a potem po stronie pętli autobusowej i dalej wzdłuż bloków za parkingami. Dotarłyśmy do parkingu strzeżonego, i tam porozmawiałyśmy z panem parkingowym. Bardzo gadatliwy człowiek, sprzyjający kotom, koniecznie chciał nam opowiedzieć ze szczegółami historię swoich kotów, których w chwili obecnej ma w domu 8 sztuk. Narzekał, że większość kierowców parkujących tu samochody nie lubi kotów. Co do Fuksiary to wyraził wątpliwość, czy uda nam się ją znaleźć, bo też zdarzało mu się szukać zaginionego kota i wie jakie to trudne i że to właściwie sprawa przypadku i wielkiego farta. Co do buraski, to owszem widział ostatnio w okolicy nową, tyle że z kociętami. Pan pozwolił powiesić ogłoszenie, dodatkowo dałam mu kilka ulotek do rozdania osobom zainteresowanym tematem. Powiedział, że co drugą noc ma dyżur na parkingu, myślę, że można co jakiś czas tam zajrzeć z przyjacielską wizytą i dopytać się, czy nie widział jakiegoś nowego kota. Może jego zmiennik też jest kotom przychylny, trzeba by to ustalić i też z nim porozmawiać.
3) Ok. 23:20 Yzalbe musiała wracać do domu, także zostałam sama na placu boju. Ale kręciłam się po okolicy jeszcze 2 godziny, wsiadłam do tramwaju o 1:20.
4) Spenetrowałam okoliczne podwórka, podwórkowe parkingi, śmietniki, sklepiki. Wbrew temu co wcześniej ktoś napisał były miejsca, gdzie kolorowych ogłoszeń było całkiem sporo, w tę piątkową noc: w podwórkach, na drzwiach klatek schodowych i w paru innych miejscach. Te które się odklejały, mocniej przykleiłam. Gdzie się dało kleiłam czarno-białe ogłoszenia, które sama przyniosłam. Gdy kleiłam na murku przy szkole od ul. Pawiej zatrzymał się za mną wóz policyjny i usłyszałam, że to nie jest miejsce na wieszanie ogłoszeń. To ja na to zdziwiona: ale jak to, to tylko ogłoszenie o zaginięciu, no ale jak nie to nie i oddaliłam się bezszmerowo, a oni dalej sprawy nie drążyli, pewnie nie bardzo wiedzieli co w tej sytuacji robić.
5) Tym razem widziałam więcej kotów, rzeczywiście sporo ich tam przemyka się między samochodami, śmietnikami, zajęte własnymi sprawami, niektóre przycupnięte, czujne, czekające aż przejdę obok, większość wyglądała na takie, które znają okolicę, wiedzą dokąd zdążają. Jeden burasek wyskoczył mi dość nagle i zaraz się skrył, także nawet nie miałam szansy się przyjrzeć, a co gorsza to teraz nawet nie mogę sobie dokładnie przypomnieć gdzie to było, raczej gdzieś blisko Anielewicza, między Esperanto a Smoczą.
Co do ulotek, które miałam rozdawać napotkanym osobom. Ze względu na dość późną porę nie było komu ich rozdawać. Spacerowiczów z psami widziałam niewielu. Jedna ulotka dostała się pani spacerującej z psem przy parkingu po tej stronie Okopowej co cmentarz. Kilka wziął pan parkingowy i na tym koniec. Jeżeli uda mi się w tym tygodniu tam podjechać w porze wieczornych spacerów psiarzy postaram się wszystkie rozdać.
Mam uwagę co do telefonu kontaktowego, podanego w ogłoszeniu. Jest to nr komórki i wydaje mi się, że starsze osoby mogą mieć obiekcje, żeby dzwonić na ten numer z tel. stacjonarnego, bo mogą pomyśleć sobie, że taka rozmowa będzie ich drogo kosztowała.
Dziękuję Yzalbe za towarzystwo w pierwszej godzinie tego mojego obchodu. Zawsze to raźniej we dwie

.