Ja też mam takie "przypadki" - Pirata i Przystojniaka, chociaż ten drugi dość długo się "zastanawiał" na którą opcję się zdecydować

U Pirata być może pomogło to, że został przegoniony przez Misia-Przystojnisia i wrócił po 2 miesiącach, będąc w stanie dużego wycieńczenia zapaleniem płuc.
Dobrze, że wtedy już chodziłam do obecnych wetów, którzy walczą o zwierzaki, bo poprzedni mieliby tylko jeden pomysł
Walka trwała 1,5 tygodnia, potem jeszcze o mało mu oko nie pękło, bo wielki wrzód się zrobił, ale się udało.
I po 2 miesiącach z totalnej dziczy, syczącej, drapiącej, gryzącej, stał się kotem, który miauczał, żeby brać go na ręce.
Co prawda, jeszcze przez jakiś czas musiałam uważać przy głaskaniu, ale z każdym dniem było lepiej.
Z kolei Misio dość długo był niedotykalski. Ale w połowie marca miał zapalenie pęcherza, chodził do kuwety i piszczał.
Po kilku wizytach u weta zaczął przychodzić i baranki strzelać, żeby go głaskać. Od tego czasu sam, z własnej woli przychodzi na mizianki.