W ogóle u siebie nie piszę, tylko w Joli Dworcowej wątkach
Ale też nic się takiego nie dzieje, bo kotów wcale nie ubywa. nadal 10 tymczasów i 2 moje. Wczoraj dzięki ewie mrau Małgosia i Calineczka pojechały na szczepienie, a Franuś na wizytę, bo rzygał i nie chciał jeść. Franuś lepiej, ale Calineczka mnie nie lubi, bo jak próbowłam ją łapać, to mi uciekała i się wystraszyła (przy okazji uchlała mnie w rękę całkiem mocno). Na szczęście ewa mrau ją wyjęła z szafy "za skóre" i było OK. Pani wet powiedziała, że Calineczka pięknie urosła.
Niewidka zaczęła do mnie podchodzić i daje się głaskać, chociaż nie zawsze. Ale na pewno nie jest już niewidką. Tylko Krzyś przede mną ucieka przy karmieniu (i dziś rano - Calineczka, obrażona o łapanie), ale jak nie zdąży uciec przy spaniu, to mogę go trochę pogłaskać i nawet mruczy

.
Bettina siedzi w łazience, bo jak wychodzi, to syczy na koty i nawet na mnie, w łazience wydaje się najspokojniejsza, tylko że ja nie mam czasu tam z nią przesiadywać, a ona potrzebuje kontaktu z człowiekiem. bardzo pilnie bym ją chciała wyadoptować, zrobiłam parę ogłoszeń, ale chętnych nie widać...
W kotach przydomowych też zmiana - wygonili mnie z podwórka na Wólczańskiej 27, moze bym się stawiała, ale umówiłam się z Panią Janką, daję jej to samo co tamtejsza kotka dostawała i Pani Janka jej daje. Chodziłam tam, zeby kotka nie latała przez Wólczańską, na moją stronę po mięsko, na razie jakoś nie przychodzi, mam nadzieję, że dostaje to "moje" mięsko od Pani Janki. Tam na podwórku karmiłam ja, trochę Pani janka i jeszcze jakaś sąsiadka, moze rzeczywiście jedzenia było trochę za dużo? Awantura była o to, ze dotego nadmiaru jedzenia przychodzą szczury...
Moje przydomowe kocury - Szaruś i Pingwin - jakoś się już nie gonią, tylko omijają z daleka. Szaruś łazi za mną, zrobił się oswojony i "chce do domu", ale jak próbowałam go pogłaskać, to wali łapą (ciekawe, ze Joli Dworcowej nie walnął i dał się pogłaskać bez problemów

).
Pingwinek schodzi mu z drogi, mnie się boi.
Dixi wreszcie sobie przypomniała, że może dostawać jeść w węźle cieplnym i nawet znów się do mnie tam mizia. Ale wystraszona była bardzo i taka "zapuszczona". Moze będzie jej teraz lepiej.
Koty na Wólczańskiej 21 też mają gorzej, bo administrator kazał usunąć miseczki z tego korytarza przy ubikacjach, gdzie było dużo miejsca i stawiałyśmy kotom jedzenie (woda w 2 miseczkach, suche i 1 misce i 2 miseczki mokrego). Poza tym stał tam domek ze stryopianu i 2 "transportery" (wiklinowy i plastikowy w wyłamaną kratką). Ewa przeniosła wszystkie kocie rzeczy do kabiny, ale tam jest ciasno i mało przyjemnie. I wiadomo, że jak jeden kot tam wejdzie, to już drugi niekoniecznie, chociaż te 3 koty z Wólczańskiej 21 na szczęście się raczej przyjaźnią, więc może jakoś to będzie. Trudno, Ewa nie chce walczyć z administratorem, nie mogę jej zmusić...
Najgorsze, ze nic sięnie wyadoptowuje
