ech, moka:) sa takie koty:)
np. kotka na korsaka jak mnie widzi - z gracją opuszcza budynek i znika na 3 dni

zresztą Wampirzyca (vide wątek powązkowski) traktowała mnie dotąd podobnie
mam obecnie okropne koty na tymczasie:
małabura i bisiek - super, cudne, kochane kociaki, oba z niewielkim grzybem, co odstrasza zarówno domki, jak i uniemożliwia mi przekazanie ich do innego tymczasu, każdy odmawia... Poza tym - oba mruczą. Obrzydliwie, okropnie. Głośno. Bisiek do tego ma zwyczaj sypiać tuż przy mojej twarzy, a najlepiej na. I wkłada mi wąsy w oczy. Małabura kładzie się często na mojej głowie. I mruczą

Efekt? musze je conocnie wychrzaniać do przedpokoju i barykadować drzwi, bo nie mogę spać! Mam przez to (serio, proszę się nie śmiać!) okropne wyrzuty sumienia, bo przecież one mi okazują uczucia, a ja je wyrzucam...
mrumru - ręce opadają do samej ziemi. Cudownie umaszczony kocurek, ciekawski, zgodnie bawiący się z kotami, chętnie asystujący przy domowych czynnościach - i niedotykalski. Pogłaskać go mogę WYŁĄCZNIE podczas jedzenia, o ile podam coś dobrego (Zmysł - np. mleczko

) Wówczas - dopóki miska pełna - Mruś nie zauważa, że ten potwór go głaszcze. Potem - zwiewa natychmiast...
no i
chloraki - każde wejście do "ich" pokoju (w zasadzie to jest MÓJ pokój...), nie mówiąc już o podejściu do klatki powoduje wściekły atak kociąt na klatkę: "mnie weź na ręce, mnie!!!!" One UWIELBIAJĄ się przytulać, wtulać i mruczeć! I chętnie obsiadłyby mnie wszystkie i przytuliły się tak mocno, jak się da. A kto mnie potem wyleczy z grzyba??? Więc też muszę je od siebie odganiać, co też wywołuje we mnie wyrzuty sumienia.
Do tego rezydenci, ewidentnie zaniedbani emocjonalnie. Migotka budzi mnie w nocy domagając się głaskania, łapek uwala się pod nogami i podcina mnie na trasie licząc na pieszczoty, inar zaczepia mnie skacząc po drapakach i krzesłach, a bomba wpatruje się we mnie hipnotycznie gdy tylko usiądę gdziekolwiek...