No więc, mili nasi, u nas w domu to jest ostatnio tak:
Tanita jako Główny Zarabiacz Kasy chodzi dzielnie codziennie do pracy. Ja jako Główny Chorowacz siedzę w domu na chorobie i głównie sobie śpię. A ogony, i duże i małe, dzielnie mi towarzyszą
A jak się takiego Małego Ogona obudzi, to i złym okiem spojrzy, i napyskować może
Grzyb się leczy, bardzo wyraźnie. Kufci zarasta paskudna plama na pyszczku, Demi ani Beret nie mają już nic, Wacio tylko jakoś tak dziwnie linieje. Wszystkie oczywiście wsuwają ciągle lamisil, nie ma zmiłuj, choć trzeba stosować różne triki, bo nie wystarczy po prostu podać na głodnego w dobrym mokrym, niektórzy grymaszą
Poza tym dzieciarnia dostaje różne immunostymulujące przysmaki typu tran z rekina, przy których nasi biedni rezydenci usychają z zazdrości pod drzwiami łazienki:
Demi ślicznieje w oczach... Uwielbiam tego szkraba, choć ciągle nieco jest dzikawy. Ale za to taaaaakiii śliiiiicnyyyyy
Wacio, jak już pisałam, mocno niewyględny póki co, za to bardzo zmienił mu się charakter - jest niezwykle towarzyski, gadatliwy, lubi być brany na ręce i drapany po boczkach - choć szybko się niecierpliwi.... Ogromnie się cieszę, bo miał tuż po kalici taki okres strasznego wycofania, praktycznie tak jak Demi, a teraz to zwykły, wesoły, prawie-proludzki kociak
Martwi mnie za to niestety troszkę Beret. Jest spokojny. ZA spokojny, jak na moje panikujące oko. Jutro mierzenie temperatury. Ale oczy czyste, dziąsła chyba nie za blade, kupki ładne, apetyt ma. Tylko czy to normalne, zeby w takim wieku być aż taki stoikiem? Ech. Nie moze być idealnie, nie?