Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Revontulet pisze:Ona ponoć zaatakowała dziecko, które kilka metrów od niej zakładało buty i było do niej odwrócone plecami.
Podobno wgryzła się w nogę.
Pytałam czy to nie była zabawa. Podobno nie. Hmm, ale ja tam nie wiem.
Jakoś trudno mi uwierzyć, żeby Emilka kogokolwiek atakowała.
kuba.kaczor13 pisze:a właściwie to dziś
Rademenka pisze:Część Dziewczyny,
Strasznie przykra sytuacja - niemniej jednak nie wyrokujcie, że kotki, które wracają, to kotki wzięte przez nieodpowiedzialnych ludzi, którym "coś się nie spodobało". Emilka nie ugryzła i nie wgryzła się w żadną nogę (nie mam pojęcia skąd takie historie, tym bardziej, że zostawiłam opis dokładny co się stało w schronisku, podczepiony pod kartę zrzeczenia się - i jeszcze dopisałam wielkimi literami na karcie, że kotka NIE UGRYZŁA tylko drapała).
Nie chcę tutaj niczego wyrokować, mogłam coś przeoczyć, nie zrozumieć, nie odczytać - ale nie jest też tak, że jestem nieświadomą osobą i totalnym laikiem w temacie zwierząt. Robiłam szkolenia behawiorystyczne COAPE - wprawdzie z psów, nie z kotów- ale tematyka behawioralna zwierząt nie jest mi obca, choć nie we wszystkim musicie się ze mną zgodzić (nie pracuję zawodowo jako beh.). Ale Emilka byłaby 5tym kotkiem, który byłby schroniskowy - z przewijających się u mnie w domu (w tej chwili mam 5-mcznego kotka jako rezydenta i jego chciałam dokocić) i którymśtam dziesiątym z jakimi miałam do czynienia w życiu. To nie jest dużo - ale nie jest zerowym punktem odniesienia, bym nie dała sobie prawa zaniepokojenia się.
Podsumowując - kotka zareagowała agresją w stosunku do mnie, kota i dziecka - bez całego "repertuaru" kocich zachowań w temacie "odczepcie się" i bez sytuacji zagrożenia, która mogłaby ją do tej agresji skłonić (oczywiście z punktu kociego na pewno ocena sytuacji jest inna). Ja nie mam pretensji do kota, ani nie uważam, że zrobiła coś nie tak - zachowała się agresywnie - bo jakiś splot sytuacji, zapachów, wspomnień, kolorów - nie wiem jaki niestety - wywołał takie reakcje i moim zdaniem to nie jest kot, który może trafić do domu z dziećmi i nie wiem czy nie powinna być "jedynaczką". Ale po kolei:
Jak przyjechałyśmy do domu, kotka dostałą swoje pomieszczenie. Otworzyłam jej transporterek i ona z niego od razu wyszła. Miała w pokoju wodę i własną czystą nową kuwetę. Zostawiłam ją na kilka godzin w spokoju. Przyszłam, przez drzwi wsadziły głowę moje dzieci ale nie podchodziły, i nie wchodziły. Kotka sobie pomiauczała i powolutku znaczyła sobie pyszczkiem kanty szafy w pomieszczeniu. Ja weszłam sama, posiedziałam z nią chwilę, dałam jej jeść. Zjadła trochę. Podeszłą do mnie, podrapałam za uszami - mruczała, ale machała mocno ogonem, więc ją zostawiłam. Pospała godzinkę czy dwie. Postanowiłam wtedy zabrać z pomieszczenia kilka rzeczy i wtedy nieopatrznie zawitał do nas kotek. Był w innej części domu ale pewnie w międzyczasie ktoś go wypuścił z pomieszczeń. Mały wszedł i od razu podszedł z podniesionym ogonem. Podbiegł gruchając i dotknęli się pyszczkami, spokojnie. Młody zawrócił i usiadł mi przy nogach. Więc ja wstałam, żeby już go i siebie zabrać. Emilka wtedy podeszła sama do niego (spory to kawałek) i zdzieliła go łąpą po pysku (zadrapała go, bo wysunęła pazury). Młody zwiał a ja jej nie ruszałam i zostawiłam ją.
I to było pierwsze zaskoczenie - bo nie raz już obserwowałam przywitania kotów, wiadomo, że nie powinny się widzieć od razu - ale bywa - na dworze też kot kota spotka czasem - w każdym razie jak się u mnie przewijały pary - rzadko bo rzadko - to nawet brat z siostrą wzięte w odstępie kilku dni potrafiły się naprać po pyskach ale przed tym były wszelakie prychania, wąchania, gderania, odwracania się tyłem, siadania w określony sposób, "fretkowania", jeżenia sierści, grzbietu i mnóstwo innych zanim któryś jednak zdecydował się na zaczepić fizycznie któregoś i ten czy pierwszy zaczynał z łapami. Tu zaskoczyła i mnie i kota - który bynajmniej się nie zbliżał do niej, tylko ona sama podeszła.
Potem doniosłam jej jeszcze jedzenia (dałam jej wcześniej kilka chrupków Applaws - ponieważ smakowały, dosypałam teraz już do miseczki. Kotka się pomiziała. I znów ją zostawiłam. Wieczorem przyniosłam jej jeszcze wygodniejsze posłanie. Ona do mnie podeszła, otarła się, usiadła obok. Ja układałam kocyk w rogu pokoju i drugą ręką oparłam się o podłogę. I wtedy jak z małym - wychyliła się i zdzieliła mnie łapą z pazurami dość mocno raniąc. I to mnie zaniepokoiło - bo nie dotykałam jej, nie głaskałam wcześniej, nie widziałam prychań, składania uszu, odwracania się - nie była w kącie, ani nawet przy żadnej krawędzi ściany kot bez możliwości ucieczki od razu nastawia się na dotyk). Nie patrzyłam jej w oczy - ani to nie ręka obok niej wykonywała gesty tylko druga. W każdym razie oberwało mi się i wtedy zadzwoniłam pierwszy raz z wątpliwościami do pani wolontariuszki pytając czy ona wcześniej coś takiego zrobiła. I nikt już jej do rana nie niepokoił.
Rano zachowywała się pogodnie, trochę pomiziała się ze mną, ale mruczała cały czas mocno ruszając ogonem, wiec to mruczenie ją uspokajało, więc ja jej nie ruszałam. Siedziała pod drzwiami pomieszczenia więc kilka razy uchyliłam jej drzwi i wyszła sobie na korytarz (dalej drzwi zamknięte więc nie chodziła dalej po domu. Ponieważ to ciut więcej przestrzeni i ułożyła się na podłodze w rogu, więc jej zostawiłam ten pokoik (to takie pomieszczenie z szafą) i ten korytarz do dyspozycji.
Potem wychodziłam z dzieckiem - i to była ta druga sytuacja. Mały (5 lat) siedział na podłodze i nakładał buty, był do niej tyłem - a ja do niego przodem. Żadnych sznurówek nie było - bo zapinaliśmy zimowe buty w rzepami. Ponieważ byłam przodem do niego widziałm co się stało. Emilka wstałą z tego kącika. Podeszła pomiaukując. Usiadła sobie za małym - po czym - podobnie jak dzień wcześniej - zdzieliła go nagle łapą z pazurami (zadarła kurtkę). Tu już widziałam chwilowe napięcie grzbietu i uszy. Dlatego wiem, że to nie była zabawa i też nie wiem co sprowokowało - potem się odsunęła i poszła leżeć w tym kąciku co była, odwróciła się do nas tyłem i nikt jej nie ruszał.
I ostatnia rzecz, która mnie zaskoczyła niesamowicie - po południu, nikogo nie było w domu i ona chodziła sobie po korytarzu. W końcu tego korytarza jest w kontakcie Feliway (wetknięty już od 2 tyg). Przechodząc tamtędy powąchała i tak jakby odskoczyła (to wg mnie nie wydaje jakiegoś zapachu mocno wyczuwalnego bo mój kot tak nie reagował, choć też wąchał i tak "główką odskakiwał". I jak odskoczyła to tak samo, łapą przyłożyła w ten Feliway prychając.
Ponieważ to zaskoczyło mnie zupełnie i nigdy nie słyszałam o takiej reakcji na Feliway (poza tą nową wersją do psikania na ręce do oswajania a nie uspokajania kotów bo ona zawiera alkohol i musi wywietrzeć), to zdecydowałam się ją odwieźć.
Nie podjęłabym się próby obserwowania jej dalej bo każdy kolejny dzień to dla każdego kota jest uspokojenie i zapoznanie z otoczeniem, które zaczyna kochać jak własne i powrót za kilka dni czy tygodni to byłby dla kota jeszcze gorszy stres a ja po tym wszystkim nie zaufałabym jej przy dzieciach już nigdy - nawet jakby była spokojna.
Kotu się charakter nie zmienia z dnia na dzień - ona tak musi reagować na sytuacje stresowe - co się "skumulowało", że zareagowałą aż tak, nie wiem. Czy wcześniej tego nie pokazywała - nie wiem. Na pewno nie uwierzę, że to był jej pierwszy raz w życiu - być może akurat nie wypadł w schronisku albo akurat takie reakcje nie były obserowane. Rozmawiałam wieczorem z panią wolontariuszką. Cokolwiek się nie stało, nawet jakby potem już było ok - to znaczy, że to może się powtórzyć i co gorsze nie wiadomo gdzie i kiedy. Nigdy drapania czy gryzienie kota nie byłyby dla mnie zaskoczeniem - jakby to były sytuacje w której kot jest ruszany, męczony, zagoniony w róg, czy mocno obolały (mogło ją coś boleć bo przecież jest po sterylce ale nie widziałam u niej przed atakami wyraźnych sygnałów bólowych - charakterystycznego kładzenia się kota, oblizywania warg itp). Może bolało, nie wiemy tego. Ale to też znak - że jak boli to kotka reaguje przeniesioną agresją. Cokolwiek by nie mówić, to wg mnie to byłą agresja - coś ją wywołało - ok - ale fakt faktem - zareagowałą tak od razu - bez żadnych wcześniejszych sygnalów. Taki kotek - może w podobnych sytuacjach - a nawet na pewno - zrobić to samo. W domu z dziećmi, nawet po oswojeniu kota - sytuacji lękowych będzie wiele - nie związanych nawet z zachowaniem dziecka. Wystarczy, że gdzieś obok kota rozwali się dziecku z hukiem wieża z klocków albo upadnie talerza albo dzieciaki pokłócą się same. Ja bym już nie zaryzykowała. Pani wolontariuszka mówiła, że kot się musi oswoić z hałasami....wg mnie na to za późno. Kot swój proces socjalizacji kończy po określonych tygodniach życia. Z niektórymi rzeczami da się go jeszcze obeznać, że po którymś tam razie uzna, że mu nic nie grozi - ale zanim uzna - zademonstruje swój nabyty repertuar zachowań. Dodatkowo, przecież ona była na ulicy tak? A więc zetknęła się już z hałasem samochodó, szczekaniem psów - nie wiadomo, czy ktoś w nią nie rzucał, nie gonił, nie uderzył - miała na pewno styczność z dużo gorszymi sytuacjami "dżwiękowo-zapachowymi" niż pusty przedpokój z domu z jednym kotem.
Ja przez jakiś czas myślałam, że może zapach kota jednak - spowodował, że oberwałam i ja i dziecko. Może tak być - choć tu by mnie dziwiło, że niczego nie demonstrowała przy kotach w schronisku bo tam przecież nikt kotów nie aklimatyzuje tygodniami. Z kwarantanny trafia się do pokoju z innymi kotami i być może jej neutralność wobec innych kotów oznacza, że daje jasno i ostro do zrozumienia, że nie chce kontaktów i kot wiedząc, że nie ma możliwości odizolowania się, odpuszcza.
Naprawdę bardzo mi przykro. Zwłaszcza, jeśli takich sytuacji wcześniej nie było. Nie przejęłabym się niczym, gdyby zachowała się tak w sytuacjach "normalnych kotu" czyli po ruszaniu jej i po jej całym reportuarze zachowań w temacie "odwalcie się". Nie było tego. Żle, że trafiła na obserwację...na pewno przykre dla kota. Ja nie nalegałam. Pan kierownik pytał wyraźnie co się stało i czy ugryzła. Nie ugryzła - mówiłam, napisałam. Ale moją rękę widział i pokazał pani weterynarz - ona uznała, że rany są bardzo głębokie i musi ją dać na obserwację. Ja sama pojechałam po antybiotyki bo faktycznie oberwałam mocno. Przykro mi z tego powodu, ale nie mogłam ukrywać ani nie powiedzieć co się stało. Nie chciałam też mówić nie popartych niczym banałów typu "nie nadaje się do dzieci" bo jak miałabym to stwierdzić po 1 dniu? Tak po prostu? Powiedziałam prawdę. Czy lekarz zareagował zbyt ostrożnie - nie mnie to oceniać. Jakkolwiek to nie jest trudne dla kota, nie wzięłabym odpowiedzialności za to, że ona trafiłaby do domu z kolejnym dzieckiem albo nawet dorosłą ale nieświadomą osobą - przy której w jakichś okolicznościach mogłaby postąpić podobnie. Najgorsze, że nie umiem pomóć określić CO było tym "triggering event" czy jak to się tam zwie. Przy wszelakich innych problemach jak siusianie poza kuwetą, polowanie na ręce i nogi, kopanie w kwiatkach, niszczenie, drapanie mebli - pracowałabym z nią sama albo z pomocą znjomych mi behawiorystów - ale z agresją "niesygnalizacyjną" nie chcę tego robić bo nie mam prawa wymagać od dzieci tych mądrości ani oczekiwać, że dziećmi nie będą i nie zrobią niczego, co może w takim kotku, taki łąńcuch zachowań wyzwolić.
Bardzo mi przykro, ale miejcie też świadomość, i myślę, że ją macie, że zwroty z adopcji to nie tylko złe decyzje - czasem po prostu tak bywa i nie ma w tym złej woli ani zwierzęcia ani człowieka.
kuba.kaczor13 pisze:Za to Boniedydy znalazła i zabrała z ulicy przy schronie czarnego super miziastego kocurka .Ktoś go perfidnie wyrzucił ,
od około tygodnie dokarmiali go jacyś ludzie , a dziś był jego dobry dzień .Trafił na dobre serce Bonnie .
Komu kotka ? , komu ?
Użytkownicy przeglądający ten dział: DTuMacieja, Google [Bot], kasiek1510, Majestic-12 [Bot] i 21 gości