Donosimy, że Joszko, pomijają jakże 'archiwalny' na tę chwilę fakt, że Joś jest już u nas od jakiś trzech godzin, to ogólnie nie jest on jakoś szczególnie przerażony na śmierć. Naszczęście nie wieje w popłochu gdzie popadnie, nie skacze ze strachu po lampach i ścianach. Jest grzeczny i spokojny, choć kto wie co w nim tak naprawdę siedzi.
Przed chwilą siedział na kolanach, ale trzeba było go trzymać, by nie zwiał. Był bardzo zainteresowany komputerem, jego świecącym i migotającym białym ekranem.
Początkowo miał wrogą minę, co śmiesznie wyglądało zwarzywszy, że on sam jest malutki i taki słodki, świadczącą tylko o jednym: "Idź sobie człowieku..." Cały czas jest bardzo spokojny i cichutki, choć na widok psa, naszej Kory, delikatnie zaprezentował sprawność swoich strun głosowych: "Wrr..."
Generalnie nie jest źle! Zjadł chętnie wołowinkę, nawet bardzo chętnie.
Jest bardzo malutki i strasznie strasznie chudy. Skóra i kości, kości i skóra. Tu wyczuwalna jest jedna drobna kosteczka, tam druga. Tam trzecia, a tu czwarta...
Sierść też w nie najlepszym stanie, ale się doprowadzi go do porządku. Będzie dobrze, Joś będzie pięknym kotem.
Narazie dał się poznać jako szkieletek i pan wielkich oczu - wielkich jak pięciozłotówek.
Teraz wiemy już co miała na myśli np. Boena, pisząc że koty w schronisku przerażliwie chudną. Kiedy ponad dwa tygodnie temu widziałyśmy eleganciki, w tym i pewnie Joszko (choć nie wiedziałyśmy, że Joś jest Joszkiem), fajnie wyglądały, nie była jakoś tam bardzo chude. Jeśli teraz są takie jak Joszko, to naprawdę można się załamać. Joszko nie wygląda dobrze. Poskalajna sierść i przede wszyskim wyczuwalne ma kosteczki. Ale będzie z niego piękny.
Oto Pan, o któego się rozchodzi. Prawda, że faaaajny?
