Sarenka w nocy miała kolejny atak, bardzo szybko wybudza się po relanium; powinna spać z 4-5 godzin, wczoraj spała 40 minut, źle to wygląda, nie wychodzi z szoku, choć udaje jej się trochę pospać. Póki co najważniejsze, że żyje i udaje jej się zasnąć po podaniu leków sedujących, serce jej odpoczywa. Jest stale pod kroplówką z lekami, dobrze, że może odpocząć we śnie. Lecznica, w której jest Sarenka to chyba najlepszy wybór z lecznic całodobowych, ale zasady to mają dziwne - nie wydają pacjentom do domów żadnych leków (sic!) Wszystko trzeba podawać na miejscu, nawet oridermyl, oczywiście za samą wizytę, nawet jeśli nic się nie robi, płaci się 44zł

planowaliśmy wczoraj zabrać Sarenkę do domu po podaniu jej w lecznicy wlewki i relanium, chcieliśmy skończyć kroplówkę w domu, spytaliśmy, czy wenflon możemy wynieść, czy też nie, kobitka spojrzała krzywym okiem i niestety powiedziała, że nie możemy zabrać kroplówki, wenflon owszem

jednak gdy stan Sarenki jeszcze się pogorszył, zdecydowaliśmy, że lepiej dla niej będzie zostawić ją w szpitaliku. Wyściskaliśmy i wycałowaliśmy ją, niestety życie nauczyło nas, że zostawiając zwierzaka w nocy w szpitaliku, możemy nie mieć innej szansy na pożegnanie się kolejnego dnia. Dzięki Bogu, Sarenka żyje, odbieramy ją około 19tej, a jutro jedziemy do naszej doc. Jeśli Sara wyjdzie z tego, to będzie cud, jest bardzo słaba i wszystkie objawy wskazują na guzy mózgu. Za jakąś godzinę będę dzwoniła dowiedzieć się o jej stan, niestety jedyne co jest przed nią to opieka paliatywna, ale miała tak złe życie, tak mało szczęśliwych chwil, że musimy dać jej szansę na choćby jeszcze trochę; pod warunkiem, oczywiście, że nie będzie się męczyła.