Luspa - myślę o Tobie ciepło, tym cieplej że Twoją klatkę wypełniłam swoimi syfkami

Jutro natomiast zamieszka w niej mikrokotek z Sikorskiego
J.D - już możesz się bać

Nie wiem jeszcze jak to rozwiązać logistycznie, ale myślę.
Magdulka - kwestia tego jakby bardzo "nieucywilizowalne" są te kociaki. Potrzeba byłoby sporo czasu... tak w sam raz dla kogoś na wakacjach

Może więc jakąś subtelną klateczkę do piwnicy? Jakby się nie ugłaskały to ciach baby i na wolność.
arwennna-wygląda na to, że wasza kicia ma siostrę. Pewnie potrzebne byłyby badania genetyczne żeby to stwierdzić bo to pingwinka, ale miejsce znalezienia i wiek się zgadza. Czysta koteczka bez świerzbu, pcheł, i innych atrakcji. Zamieszkała u p. Oli Rutkowskiej ale może tam zostać max 10 dni. Potem pani Ola wyjeżdża na kilka dni. Nieśmiało spytam - jakby kicia się nie oddała do tego czasu może mogłaby zamieszkać z siostrą na te kilka dni?
No ja ładnie proszę - nie denerwujcie mnie
monia3a pisze:Więc na mnie też od dziś mów spycholog, ponieważ w ostatnim czasie odsyłam ludzi do kotkowa. Nie jestem w stanie wziąść wszystkich kotów do siebie.
My też nie. A ostatnie odsyłanie ze schroniska i straży miejskiej zaczęło mnie denerwować. Wiadomo - system, z systemem się nie walczy. Ale dlaczego jest tak że jak jest pies to teoretycznie jest jakieś wyjście - czyli schronisko. a jak jest kot to nie? Co działo się z kotami dopóki nas nie było? Trzeba chyba jakoś miastu uświadomić, że zajęcie się kotami należy do "zadań własnych gminy" i miło byłoby gdyby zaproponowali konstruktywne rozwiązania.
monia3a pisze:Nie chcę być złośliwa ale ja również miałam w ostatnim czasie parę telefonów z prośbą o pomoc w kocich sprawach bo ani schronisko ( niestety większość ludzi pierwszy telefon kieruje właśnie tam ) ani kotkowo nie chciało pomóc.
No, sory. Nie jesteśmy chłopcem do bicia.
Konkrety proszę.
Mam nadzieję, ze nie chodzi o przemiłą panią Izabelę B. pseudo "Babon z Białostoczku" która ostatnio "nie miała co zrobić ze swoją 60tką kotów na czas remontu"

(przyznała się tylko do 10 kotów, ale kiedy powiedziałam, że dopóki kotek nie wysterylizuje nie pomożemy to zamilkła) Zawsze kiedy ktoś wykaże cień dobrej woli jest szansa pomocy (nawet gdy nie wykaże czasami - wczoraj do baby od mebli dzwoniłam kilka razy, cóż poradzić że nie odbierała).
Poza tym jakby nie patrzeć mamy zupełnie inne możliwości finansowe - nie mamy 1% podatku, a faktury płacimy podobnej wysokości, jeśli nie wyższe.
monia3a pisze:Czy Irek zrobił coś złego dzwoniąc do Agaty?? Nie ma mozliwości ze względu na swoją pracę wziąść do siebie kota to szukał pomocy, a może według Ciebie powinien odwrócić się i udać, że niczego nie widzi?? Tak jak to robi większość ludzi...
Nie zrobił nic złego. Nie wiem jednak jaką ma pracę - pracuje na kutrze dalekomorskim? Wiem, wiem ironizuję

Wszyscy mówią, że nie ma ich w domu cały dzień lub często wyjeżdżają. Ale cóż z tego, że kogoś nie ma w domu? Mnie też nie ma i serce mi się kraje jak patrzę na moje maluchy w klatce - miłe, oswojone mruczaki które moge wypuścić dopiero wieczorem i to na chwilę. Ale czy na pewno ma sytuację gorszą niż pani Ania (która właśnie dostała 3 kociaki - pan dzwonił do ciebie rano). To oczywiście nie były uwagi do Ciebie, tylko tak ogólnie
Licytownie się, komu gorzej kiedy dzwoni ktoś kto "nie może" też mnie denerwuje, więc dla porządku przypomnę - że "mam 4 koty" "mam małe dziecko" a ostatnio nawet "złamałam sobie paznokieć"
No i teraz wyjdzie, że nerwowa jestem :wink:
Ale... oczywiście nie bez przyczyny

Pominę niedzielne rozrywki w postaci sesji foto dodatkowego kociaka u p. Ani, przemiłej kici u pani Oli na Wasilkowskiej (podrzuciłam jej też trochę karmy bo sytuacja taka sobie) i zastrzyku u Uli (musiałam napisać bo mi znów wypomni

) ale wróciłam do domu a tu - syfków nie ma

Litościwie dziś ustawiłam zasieki (ponownie drut kolczasty, wysokie napięcie i tłuczone szkło na górze) żeby Nokia ich nie pozabijała i puściłam je do przedpokoju żeby sobie pobiegały. Wróciłam a ich .... nie było. Wszystkie drzwi zamknięte tak jak wtedy gdy wychodziłam, za pralką - nie ma, za kibelkiem - nie ma, zaczęłam sprawdzać szafki choć nie sądziłam by były w stanie je otworzyć. W grę wchodziła:
a/teleportacja
b/porwanie przez kosmitów
c/przeciśnięcie się pod drzwiami do pokoju (jakieś 2cm) i następnie pokonanie zabezpieczeń balkonu by zwalić się z 3 piętra

Okazało się, że .... syfki przenikneły do sypialni

Przez zamknięte drzwi, pod którymi nie ma żadnej szczeliny

Nie powiem co pozostawiły po sobie tam... (dorotka, żółwik

- łączę się w bólu ) w każdym razie pościel do zmiany, wykładzina do czyszczenia, syfki do rozszarpania
Potem naprawdę myślałam jak one to zrobiły...jedyne co mi przyszło do głowy to, że Nokia wylazła zza zasieków, otworzyła sobie sypialnię, wpuściła dzieci i...zamknęła za nimi drzwi??? (no, pewnie ją przeceniam, pewnie był przeciąg i drzwi się zamknęły same)