
Już wiemy dlaczego Buka nie robiła kup. W jej jelitach były kłaki, zbite kule. Wiosną i latem jakoś sobie radziła - pewnie podgryzała trawkę na wybiegu. Ale przyszła zima, to trawa się skończyła. A że Buka ma dłuższą sierść, to te kule zbijały jej się w brzuszku. Moja Majka ostatnio "wypluła" mega kłaczek, a ma krótką sierść... Zęby - tragedia. Szkoda że nie wyrwali jej wszystkich. Te co zostały powoli się psują, dziąsła też - na szczęście Buka normalnie je (nawet suche) ale jak przestanie, zacznie się ślinić, czy coś w tym stylu - to idzie na stół. Wiem już też, dlaczego ma wyciek z oka - problem z kanalikiem, i nie przez wirusy, ale głównie przez zęby (mam nadzieję że dobrze zrozumiałam) jak się oswoi, to można śmiało zakrapiać.
Najgorsze w tym wszystkim jest to - że przez Bukę wyszłam w lecznicy na kretynkę

Otwieram torbę i mówię do weta, że kota trzeba będzie poddać sedacji, bo dzikus i pierwszego dnia zdemolował pół gabinetu. Wet nic nie powiedział. Wsadził tylko rękę do torby i wyciągnął Bukę, a ona nawet nie pisła. Postawił na stole, ścisnął łapkę "kabelkiem", ogolił ją i wbił igłę... wszystko w obrębie kociej paszczy. Stałam jak słup...