Witajcie, przepraszamy po raz kolejny za ciszę, ale czas biegnie bardzo szybko. Nasze buraski czują się świetnie, przybrały trochę na wadze i wydoroślały. Zaczęły wychodzić na dwór i biegają po ogrodzie. W domu coraz bardziej roznosiła je energia i stwierdziliśmy, że już czas dać im trochę wolności i wydają się być szczęśliwsze. Radośnie buszują w trawie i z drzewek robią sobie drapaki. Jak tylko je zawołam zaraz przychodzą z radosnym miauczeniem. Tak w ogóle to są zdrowe i czują się świetnie. Poza tym mają nową koleżankę

Jakieś 2 tygodnie temu przyszła do naszego ogrodu mała Kicia (zdjęcie poniżej). Daliśmy jej jeść i w ogrodzie już została. Strasznie charczała i miła opuchnięte zatoki - podejrzewałam koci katar. Po dwóch dniach dokarmiania i mieszkania w naszym domku gospodarczym stwierdziliśmy, że skoro kicia już się zadomowiła to weźmiemy je do pani weterynarz. Okazało się, że ten paskudny katar to pozostałość po kocim katarze, który miała w dzieciństwie, pewnie od urodzenia. Przezwyciężyła go, ale pozostało coś w zatokach. Poza tym okazało się, że ta mała kruszynka, chwytana jedną dłonią o wadze 1,70 kg to dorosła kotka (ok.7-8 miesięcy), która ma już stałe zęby (z kamieniem). Oczywiście oprócz kataru było odrobaczenie i leczenie zainfekowanej skóry na uszach - prawdopodobnie zmiany grzybiczne. Zaczęliśmy ją leczyć i wszystko jest na dobrej drodze. Teraz może mieć już kontakt z naszymi buraskami więc razem biegają po ogrodzie i po domu. Na początku nie darzyły się sympatią, a teraz mała rozstawia Remisia i Romusia po kątach - w śmiesznym tego słowa znaczeniu. Z psami oczywiście już buraski się dogadują bez problemu. Tak więc staliśmy się radosną kocio - psią rodzinką z dodatkiem oczywiście naszej świnki morskiej. Nasza kicia Jessi niestety będzie już trochę charczeć do końca życia, ale nie będzie jej to przeszkadzać w normalnym życiu. Na uszkach pojawia się już nowa sierść, a dziąsła i zęby są już w dużo lepszym stanie. Jak dojdzie całkowicie do siebie to ją zaszczepimy i wysterylizujemy, choć prawdopodobnie po tym co przeszła w życiu, może być bezpłodna. Ewidentnie była bezdomna od urodzenia i odrzucana przez ludzi - można by stwierdzić - normalna reakcja na chorego zakatarzonego kota. W końcu po co robić sobie problem - lepiej przepędzić... Na szczęście jednak pojawiła się u nas i od razu po pierwszym posiłku spojrzała na nas oczkami pełnymi miłości. Od początku jest jak pies - nie odstępuje nas ani na krok, nawet jak jesteśmy razem w ogrodzie to buraski gonią w pobliżu, a ona siedzi przy nas. Tuli się też gdy ma tylko okazję. Niesamowita osobowość, tak jak buraski

Mamy chyba poprostu szczęście mając tak wspaniałe 3 kociaki

To na tyle wieści z Imielina

Pozdrawiamy gorąco !







Jessi
