Zuzanna się przeprowadziła, choc niewiele brakowało, by nie wyszło. Nowi opiekunowie przyjechali po nią ze Śląska i przez Krakowem zepsuł się im samochód. Ale kicia była im pisana jak widać

U mechanika ich rozmowę podsłuchała dziewczyna czekająca na wymianę opon i zaproponowała siebie jako szofera, tak po prostu, bo lubi koty

Potem jeszcze pomylili osiedla

Wszystko dobrze się skończyło, Zu w nowym domu, zaaklimatyzowała się od pierwszych minut, teraz tylko musi się dotrzeć z psem.
A my mamy trochę irracjonalnych wyrzutów sumienia. Bo oczywiście dom jest rewelacyjny i fajnie że Zu się tak udało. Ale ona by coś znalazła, może nie tak super, ale zawsze. Kiedy już do nas jechali, obie z babcią, niezaleznie od siebie, pomyslalyśmy że to idealny dom dla Toszowej Dizi. Tyle, że było już za późno, by ludziom mieszać w głowach, zwłaszcza jak wyszły komplikacje z transportem.
Jaś też już w nowym domu, ma do towarzystwa kocią damę w średnim wieku, tęskniącą za towarzystwem po śmierci drugiego rezydenta.
Siódemka jeszcze do wyadoptowania. Ambitny plan zakłada, że zejdziemy do 4 tymczasów

Może byc trudno, bo w tej chwili do adopcji nadawać się będzie nowy buras (po kastracji dopiero) i ewentualnie Okruszynka, jak znajdzie sie wielbiciel małych, humorzastych, rozkapryszonych dziewczynek
Z nowym (ma na imię Karo) nie będzie problemu. Niby taki pospolity buras, a chwyta za serce wszystkich, którzy go poznają.
A teraz obiecana opowieść o podwójnym wnerwie.
1) Jest sobie taka jedna na babcinym osiedlu, miłosniczka kotów. Konkretnie małych kocurków

Gdy kocur kończy mniej więcej pół roku, jest eksmitowany. I pani z dobrego serca przygarnia następnego malucha

Jednego miałyśmy okazję przejąć - piękny niebieski dachowiec, wyglądający bardziej arystokratycznie niż pseudorosyjskie z allegro. Ale ktoś nam powiedzial, ze to czyjś kot wychodzący. Samochód go przejechał w końcu

Potem miała kolejnego, babcia wpadła na uświadamiajace spotkanie przy kawie (myslalyśmy, że problemem jest obawa przed znaczeniem moczem). Pani pokiwała głową, tak oczywiście wykastruje. A potem kolejny zniknął, nawet nie wiemy kiedy.
Zagadka nr 1 - kto był poprzednim "opiekunem" Karo?
2) Osiedlowy lumpeks jest własnością innych miłosników kotów. Stał się domem dla 2 bezdomnych kotek, i musze przyznać że domem calkiem przyzwoitym. Wylegują się na szmatach, są odkarmione, zaszczepione, wprawdzie teoretycznie wychodzące i to przy wylotówce z miasta, ale z tej opcji korzystają rzadko (wolność już przerabialy i więcej nie chcą).
Niestety, rodzą regularnie. To nie jest problem świadomości. Na pewno nie kasy, bo pieniądze by były, my też proponowałyśmy, ze zajmiemy się od początku do końca całą akcją. Ostatecznie jedna kotka wykastrowana (lub blokowana). Druga, ta ładniejsza - nie

Oczywiście państwo upierają się że to nie problem, bo maluszki łatwo znajdują domy.
Zagadka nr 2: skąd został przygarnięty Karo?
Nie mam pojęcia jak to przerwać
Na koniec troche optymizmu: dziś na spacerze z psem liczyłam sobie otwarte piwniczne okienka - u mnie na ulicy zaledwie 6 bloków. Jest wiecej okienek niż kotów

Widziałam też w końcu Burą Bez Ogona - gruba i śliczna

Sąsiadki martwią się czy znów nie w ciąży. A niech się martwią, ja się nie przyznam
