Ale tu cisza. Maluchy zniknęły co znaczy zapewne: ukryły się. Pogoda okropna. Jednocześnie z nimi pojawił się nowy czarny kot i to najprawdopodobniej ich matka, bo nie oddala się od bloku. To dobrze, bo chociaż maluchy mają co jeść i odrobinę ciepła przy matce. Krótko mówiąc chyba pod balkony wprowadziła się nowa dzika rodzinka. Jak wszystko pójdzie dobrze to dzisiaj będziemy próbowali wyłapać małe i mamę. Oby były tylko dwa.
A u mnie kolejny szok. Obudziłam się w nocy, otwieram oczy a na wyciągnięcie ręki leży duży kot. Myślę sobie Zenek jak nic ale wagę Zenka to ja czuję gdzieś w okolicach nóg. I kto to był? No właśnie bura Minia spała obok mnie na łóżku

. Pogłaskałam i spałyśmy dalej. Dwa małe kłębuszki spały gdzieś w okolicach mojego brzucha. Dzisiaj była pierwsza noc z całym towarzystwem w jednym pomieszczeniu. Nie powiem abym się wyspała ale niech się uczą współspania z ludziem.
Byłam z Zenkiem na badaniach krwi i dał taki popis, że wstyd pisać. Oddał (została z niego niemal wyciśnięta) dosłownie kropelkę a 3 łapy ma podziurawione. Kropelka wystarczyła na mocznik i jedną z prób wątrobowych - wszystko w normie. Ale mam rudego wrednego kota. Śpiew operowy, bicie łapą, gryzienie, fuczenie - no wstyd normalnie. 6 kilo furii. Miał pobrane zeskrobiny i grzyba brak na szczęście.