a teraz relacja z obchodu terenu tam gdzie znalazłam Sopelkę:
ulica Jesienna, obejrzałam zakamarki gdzie znalazłam kicię i zobaczyłam lokatorkę owego opuszczonego domu, przy którym w zaspie siedziała kiciunia....
przedstawiłam się jako wolontariuszka pomagająca bezdomnym zwierzakom, i spytałam panią czy nie słyszała jak piszczał i płakał wniebogłosy malutki kotek, pani na to że słyszała, a ja na to czy nie można jej było wpuścić do przedsionka albo piwnicy, a pani: oczywiście dzieci mają alergię, i też "głośno płaczą" pani miała w ręku pęto kiełbasy i wygląd "kawał baby" ale to z takich, co wyrzucą a nie dadzą, niosłam akurat pojemnik z karmą, spojrzała na mnie, jakby mnie chciała zabić...i mówi tam pod "dwójką" mieszka taka co koty hoduje i dokarmia idzie pani do niej...
idę więc otwiera pani spod trójki patrzy spode łba: "do kogo tu?" ja mówię do pani spod "2"
i stukam pani pyta w jakiej sprawie, ja na to, że w związku z Sopelką, pani na to: wejdzie pani, żeby sąsiedzi nie słyszeli...
pani i owszem zna Sopelkę wpuszczała ją do szopy, raz czy dwa coś tam jej dała do jedzenia... "słyszałam jak wiszczała, ale myślałam, że zdechła już bidulka, bo ucichło..." nie pytałam czemu jej nie wpuściła do domu, w domu tragedia, burdel na kółkach, pani ma zasiłek z MOPS i jedzonko z Caritas, chodzi na obiady do noclegowni, nie ma rodziny, ma jednego kota, i dokarmia okoliczne jak ma z czego... ostatnio w szopce dokarmiała ciężarną kotkę, ale sąsiad nienawidzi zwierząt i ją SKOPAŁ
