Nie należy za wcześnie narzekać na zbyt małą ilość zgarniętych kotów.
Wracałam o 2 w nocy po niezbyt owocnych łowach, marzyłam tylko o tym, co by legnąć i spać ile wlezie. I kilka minut przed domem, marnym już wzrokiem zobaczyłam coś na kształt czarnego kota na środku jezdni. Nie zwłoki, a siedzący nieruchomo kot.

Udało mi się ominąć, zatrzymać samochód, a kot dalej siedzi. Podeszłam do niego, a nawet się nie ruszył (niedobry znak

). Jedno oko na wierzchu, krwisto-czerwone, plamy krwi na jezdni. Dał się dotknąć, a potem wziąć za kark i do transportera.
I tak wróciłam do Warszawy, na Gagarina pierwsza pomoc, za to niesprawny rentgen.

W Al. Niepodległosci (juz switało) rentgen działał: obrażenia głowy, oko najpewniej do usunięcia, nie widać innych obrażeń wewnetrznych. Czucie w kończynach z lekkim opóźnieniem (moze z powodu szoku).
A tak w ogóle to chłopak, czarny, kilkumiesięczny (8-10?). Został w szpitaliku na obserwacji i czeka na wyniki badań i konsultacje chirurgiczne. A ja dojechałam do domu po 5 rano, akurat na poranne karmienie stada.
Na domowego, to on nie wyglądał (sfilcowana i brudna sierść), ale dzikości w nim chyba nie ma: brałam go na ręce, trzymałam do zastrzyków i prześwietenia, głaskałam. Zobaczę po południu co z chłopakiem. Prosimy o kciuki.