Revontulet pisze:Niemal do domu pojechał Franklin. Już był w BA, już państwo wypełnili kwestionariusz. Ale niestety nie pozwoliłam na tę adopcję. Z rozmowy okazało się, że Franklin miałby pójść do domu wychodzącego, a akurat on, dopóki nie mamy pewności czy ma padaczkę czy nie, do takiego domu po prostu nie może pójść.
Popieram.
Nie tylko odnośnie kotów z przypadłościami, ale generalnie - wolę mniejsze zło, czyli trzymanie kota w domu.
I co z tego, że mój brat ma kota 19-letniego, który od kociaka wychodzi na podwórko przed domem (a posesja jest przy ruchliwej ulicy).
Nie każdy kot ma tyle szczęścia i taki charakter, żeby nie chcieć pobiec gdzieś dalej.
Mój pies, kiedy byłam w liceum, wpadł pod koła samochodu na osiedlowej mało ruchliwej ulicy.
Jak zwykle wychodząc do szkoły wypuściłam go luzem na podwórko przed domem, brama była otwarta.
Wciąż mam do siebie żal, że byłam taka nieostrożna.
Rok temu dziewczyna z kociej branży, doświadczony DT, płakała na FB, bo roczna kotka wyadoptowana do domu wychodzącego na wsi, przy nieruchliwej ulicy, wpadła pod samochód.
Domom wychodzącym mówię osobiście nie.
Wolę chuchać na zimne. Dla świętego spokoju sumienia.