Lotta jest dzika, bez wątpienia, właściwie najdziksza z najdzikszych na kociarni. Niezłomna, niezależna kotka na dystans, czujna, nieufna, absolutnie niedotykalska. Bardzo cicha i tajemnicza kotka, która prawdopodobnie już nigdy się nie oswoi. Schronisko to jej dom... Kiedyś - jasne że tak - chcieliśmy jej znaleźć taki prawdziwy dom, z ludziem. Nawet miała ogłoszenia. Ale Lotta... dla niej taka zmiana, nowe miejsce, byłoby zbyt stresująca. A i raczej malutkie szanse, by ktoś chciał takiego kota. Jest zbyt dzika. Jest więc właściwie rezydentką. Jak wcześniej Ruska, Biały, Czarna.
Ale w sobotę... To było piorunujące...
Kociarnia, mały pokoik. Pełen kotów, bo zimno na zewnątrz, ale wraz z przybyciem ludzia natychmiast o połowę opustoszał, gdy okienkiem na widok człowieka pouciekały największe dzikuski. Lotta, Baltona, Ultra. Ktoś jeszcze. Przyszła za to do ludzia Salma. Na kolana, przytulić się. Salma to kotka niby z charakterem, ale gdy chce - potrafi być przytulakiem nie z tej ziemi. I wtedy właśnie chciała. I przytulała się jak szalona, do ludzia, do jego ramienia, dłoni, nogi, do wszystkiego, byle tylko trochę ciepła zgarnąć, trochę uwagi, kilka głasków zyskać. Baranki, buziaki, mruk przeciągły, uśmiech od ucha do ucha, radość niedopisania, 'tak fajnie, że jesteś człowieku'. Więc to była taka chwila Salmy z ludziem...
Równolegle w czasie na kociarni zewnętrznej oczywiście plątały się po wybiegu te nasze dzikuski, myśląc 'wrócić - nie wrócić?', bo zimno, piekielnie... a w środku grzejnik, ciepło. 'Tylko ten ludź w środku...'. Kątem oka, choć podobno taki nie istnieje, przez okienko zajrzała w końcu Lotta i weszła do pomieszczenia po cichutku. I trochę jakby się zdziwiła. Ale nie - najpierw... najpierw nieszczególnie z tego powodu szczęśliwa, dostrzegła, że - ach - jednak nie poszedł sobie człowiek stąd, nadal tu siedzi. 'Trochę kichę, nawet wielka'. Gdy Lotta widzi człowieka, woli odejść, właściwie uciec czym prędzej, natychmiast, jak najszybciej. Tylko, że teraz... straszliwie zimno, tam na zewnątrz. Więc myślała sobie Lotta: może jednak czmychnąć susem potężnym na ostatnią półkę - zostać tu, ale tam gdzie ludź nie dosięgnie? I wtedy nastał ten moment zdziwienia, kiedy Lotta o jedną sekundę za długo przyglądała się człowiekowi, rozważając czy uciekać z powrotem czy próbować się schować na tej ostatniej półce . Po prostu tak jakby wbiło ją w ziemię. Bo wtedy zauważyła taniec Salmy. Taniec rozmruczanej Salmy - tulącej się do ludzia, barankującej do ludzkiego ramienia. Jej radość, jej ufność. Usłyszała głośny mruk zadowolenia. Rozkojarzyło to najwyraźniej Lottę, bo zamiast uciec, nadal trwała w bezruchu, patrząc wprost na na tę dwójkę - człowieka i koleżankę z kociarni, dwa metry dalej. Tylko dwa metry dystansu między człowiekiem a Lottą. W głowie Lotty nastał chaos 'dlaczego ja nie uciekam, dlaczego do licha stoję w miejscu jak kołek?'. Nadal nie poruszyła się ani o centymetr, tylko wciąż się przyglądała. Ludź nie mógł nie wykorzystać takiej okazji, takiej szansy. Natychmiast zaczął do Lotty 'gadać'. Że jest ślicznym kotkiem. Że jest dobry kotkiem. Że jest ślicznym dobrym kotkiem. Że może podejść, że nie musi się bać. Że sama Salma jej to powie. 'Tylko popatrz na nią'... 'Podejdź'. Lotta strzygła uszami. Zainteresowanie. Kontakt wzrokowy. W jej oczach wymalowana nieśmiałość, że śmiała spojrzeć na człowieka. Złość na siebie, że to zrobiła... że po trzech latach starannego odgradzania się od ludzi na ten jeden moment wpuściła człowieka do swojego świata. Znów: 'dlaczego ja nie uciekam?'. 'Ona mruga do mnie.. ten człowiek do mnie mruga...dlaczego? Ludzie mają zęby i pazury, nie ufam im. Ale ona do mnie mruga... mówi, że nie muszę się bać... nie rozumiem. Salma? Powiedz coś Salma'
Po chwili Lotta oprzytomniała. Wróciła na 'ziemię' w swoim świecie. Uciekła.
Lotta: kotka dzika, nieprzejednana, niezależna, nieufna. Niebawem czwarty rok w schronisku. Chyba ten pierwszy raz się zawahała:)
