Ufff
Mimo starań dopiero teraz mam chwilę popisać….. Bo
Od wtorkowego popłudnia chyba zacząć? No więc dwa ostatnio złapane koty na działach przy Tabelowej to parka, zaraz dopiszę. Zdjęć nie ma.
Wieczorem odbierałam z mojej „ulubionej” lecznicy Dog dwie kotki z Jesionowej, ostrej dyskusji, kontynuacji z dnia poprzedniego nastąpił ciąg dalszy., Szczegółowo zrelacjonuję ją w wątku lecznic nie-polecanych i w piśmie do UMŁ, które za zabiegi w tej lecznicy płaci. Bo ja nie jestem tam ani pacjentem, ani klientem, tylko petentem, jak mnie poinformowano.

Wczoraj (środa) miałam urlop. Więc bardzo rano umówiłam się z p.Anią G na Staszica - dwie kotki ponad półroczne trzeba złapać, zanim się rozmnożą.… Poznałam dwie kilkunastoletnie wysterylizowane kotki, szylkretkę wygłaskałam.
Czekałyśmy, przyszedł piękny bialo-czarny kocur, popatrzył, zajrzał do klatki, coś tam poskubał, poszedł. Przyszła pingwineczka, jw. Burasia nie przyszła.

No to z rozpaczy wzięłam na sterylkę dwa kilka dni temu koty przygarnięte z ulicy przez pewną mocno niezamożną panią z kamienicy obok - Leona i Lolę. Uszy nacięte. Bo dom wychodzący. Lola dostała leki - jest przeziębiona. Oba odpchlone - miały pcheł mnóstwo.

I latając na Reja dowiedziałam się od pewnej pani o kotach przy Chyzantem / Zmiennej. Są, chyba trzy podrostki i jedna dorosła ciężarna oswojona – pojechała na sterylkę. Podrostki zostawiam dla Kotowatość – mieszka w pobliżu.
W międzyczasie latałam na Reja - kilka dni temu Aga-lodge wypatrzyła tam kociaczki, Kotowotość rozpoznawala teren dokładniej. Na początku wydawało się że tzw d..a, bo kociaki dostępne tylko z maleńkiego okienka, klucz od drzwi mają albo wszyscy lokatorzy, albo nikt, na dokładkę długi weekend i ludzie powyjeżdżali. Na dziś (czwartek wieczór) udało się ubłagać jednego pana, żeby co kilka godzin schodził i otwierał nam komórki. Łapać ręcznie nie da rady, tam jest korytarzyk i kilka komórek zawalonych dobrem wszelakim. Łapki stoją w korytarzu. Kocia mama złapana ok.18tej pojechała na sterylkę do lecznicy całodobowej, płatną niestety. A ja lecę tam na 5tą rano sprawdzać zawartość klatek…

Chronologia mi się sypie, ale trudno, tematycznie będzie tym razem.
Więc jeszcze wczoraj koło południa - alarm, giełda na stadionie Startu, kotka ze zmiażdżoną łapą. Mówiono mi o niej kilka dni temu, ale wiadomo – pojechać i zobaczyć miejsce gdzie była… a więcej nikt nie umiał powiedzieć. Wczoraj przytrzymali ją, kompletnie oswojona, łapka – po prostu masakra, ropa, smród w samochodzie… Już po amputacji. Są jeszcze dwie co najmniej kotki, też mocno oswojone, i chyba trzy mioty kociąt, o których chyba wiadomo. I kompletna - nie wiem co…. My to mamy zrobić? To nie nasze koty… Gdzie kociaki? Może w magazynie. Kto ma klucze? Nie wiadomo… Może spytac? No może, ale kogo?
Podobno ktoś kiedyś był, łapał, złapał dwiema rękami dwie kotki naraz, wiadomo, co dalej - łapacz pogryziony, obie kotki spruły. Nie wiem, jak to ugryźć, szczególnie że pomysły lokalne….. Wiem, że zabierając kotkę ryzykuję kociakami, ale są tam jeszcze dwie karmiące, powinny się zająć, poza tym kociaki podobno maja 5 tygodni… Ale kotkę mogę zabrać i ratować, a kociaki ani nie wiem, czy są i czy jej.. Dzwonię z lecznicy, że łapeczka do amputacji, kompletna miazga, ropsko i zakażenie, kotka oswojona, trzeba jej znaleźć dom. Ojej ,a może nie obcinać tej łapki, może nich tu wróci, jakoś dawała sobie radę to może i dalej da..…

I też wczoraj działki Tabelowa, znaleziono dwa maleńkie kociaczki. Były w komórce pani, które ręki nie przyłoży, zamknęła z nimi jedną z kotek po sterylne, wg nich ich matkę. I wczoraj kociaki zimne i sztywne przyniosła pokazać Pani Cioci, informując, ze mąż je zaraz zakopie. Pani Ciocia przytomnie wzięła kociaczki w ręce, jeden się ruszył. Popędziła do lecznicy, popędziła mnie – i malce trafiły do p.Ani M na smoczek. Niestety burasiątko dziś rano usnęło, walczymy o czarnuszka ….

A w lecznicy spotkałam AsięP - odbierała wysterylizowanego dzięki naszej pomocy srebrnego znajdusia.

I co jeszcze? A, kociaczek niespodzianka znaleziony przez Dorotkę wrócił do właścicieli - mimo oporów wynikających z treści ogłoszenia przekonali najpierw mnie, a potem Dorotkę, że zasługują na to, by do nich wrócił.

I właśnie zadzwoniła ewa_mrau, że zgarnęła Matejki dymnego chorego. Rękami. Nie wyzdrowiał…
A Bordo, że kolejne trzy mioty kociąt...
Jeszcze te trzy ze Startu...
I z Motylowej z dzisiejszego telefonu...