Kochane Cioteczki!
Wiem tylko, że Malwinka szczęśliwie dojechała do domu - była już bardzo zmęczona i głodna, bo przed podróżą nie chciałam ją karmić i poprosiłam, żeby popołudniową dawkę karmy dali jej już nowi Duzi...
O 22:30 miałam telefon, że Malwinka na zgiętych nóżkach wyszła z transporterka i próbowała zorientować się, gdzie jest...

- rezydent jeszcze jej wówczas nie zauważył, więc nie wiem, jaka będzie jego reakcja. Malwiniaczek tak jak sądziłam jest chyba przerażony - jak przyjechała do nas to pierwszego wieczoru też jeździła brzuszkiem po podłodze, a nie normalnie chodziła....

- to znaczy, że ma jednak gigant stresa.....
Prosiłam, żeby na początek ograniczyli Malwince przestrzeń do jakiegoś jednego pomieszczenia - będzie jej łatwiej się oswoić z nowym miejscem, poza tym na noc będzie bezpieczniej, bo nie wiadomo, jak koty na siebie zareagują... - ale miałam wrażenie, że p. Marcin uważa mnie już za nawiedzoną wariatkę....

- nie wiem, czy tak zrobią...
Boję się, że oni liczą na mega przyjazną i błyskawiczną adaptację Malwinki - a ja ją trochę znam i wiem, ile kosztują ją zmiany i jak długiego czasu potrzebuje....
Cała noc oczywiście u mnie nieprzespana - mam nadzieję, że Malwinka przynajmniej spała spokojnie...
Czekam na dzisiejsze wieści - jak tylko dowiem się czegoś, dam znać...