Jako że miałam wczoraj dziwny dzień, więc powinnam się spodziewać równie dziwnego dnia tego zakończenia.
Zakończenie dnia nazywało się Contemporary Noise Sextet. Dawno nie widziani znajomi wyciągnęli mnie na koncert jazzowy.

Moje dziecko zostało niańką do ich dzieci i mogliśmy się w końcu gdzieś razem wybrać, ale -
boh pomiłujsa - dlaczego od razu jazz??? Z całego koncertu podobał mi się jeden kawałek, który został opatrzony komentarzem: `odrzucony ze ścieżki dźwiękowej do filmu`.
Ja się po prostu nie znam. I tyle.
Po koncercie było ciekawiej, bo spotkałam dawnego współlokatora człowieka, który adoptował Przemysia [Przemyś musiał wrócić z powodu konfliktu z nową
flamą swojego opiekuna]. Dawny współlokator z ciepłym sentymentem wspominał Przemysia i Fonika i nawet padła sugestia, czy może dałoby się pogodzić kota i koszatniczki, ale jakoś nie byłam przekonana do tego mariażu.
Koty były grzeczne, kiedy mnie nie było. Oczywiście się wyspały i kiedy wróciłam stawiły się w pełnej gotowości najpierw przy miskach, a potem z zabawkami.