W sobotę wieczorkiem zawiozłam Luneczkę do nowego domku.
Odwoziłam z bardzo mieszanymi uczuciami. Luna w całości jest jak moje własne dziecko, stworzone od podstaw.
Właściwie gdy teraz o tym myślę, to mam nawet wątpliwości, czy powinnam ją wyadotowywać.
Kocham ją całą i bez zastrzeżeń, tak jak kocham Iskierkę.
Jednak, gdy na zimno rozważałam Za i Przeciw, jej szczęście tam i warunki u mnie i gdy TŻ dorzucił Rozsądek, to myślę, że dobrze zrobiłam. Oczywiście, jeśli się w nowym domku przyjmie. A nie jest łatwym przypadkiem.
Jest bardzo nieufna w stosunku do wszystkiego co nowe, głównie nowe zapachy. Przede wszystkim denerwowały ja zapachy nowych tymczasów. Ze względu na ślepotę najważniejszy jest dla niej zmysł węchu. Bardzo długo przyzwyczaja się do nowości, wszelkie nowości obszczekuje, obwarkuje, syczy, w panice potrafi uciekać wpadając na różne przedmioty. Trzeba ją wtedy brać na ręce, uspokajać i pozwolić się schować. Przez jakiś czas nawet słabiej je.
Uznałam jednak, że jeden stres związany ze zmianą miejsca zamieszkania będzie dla niej lepszy niż nieustające stresy u mnie wynikające z ciągłej rotacji kotów.
Gdybym faktycznie zrezygnowała z prowadzenia dt, to myślę, że Lunka zostałaby u mnie nadożywociu.
A tak to straciłam kolejny kawałek serca. CIężko jest
Lunę dziś zostawiłam nie pomyślawszy

, aby zostawić jej też moją bluzę jako namiastkę poczucia bezpieczeństwa. Będę to musiała w niedzielę naprawić.
Po przyjeździe na miejsce Luneczka wyszła z kontenerka, chwilę posiedziała na moich kolanach, a potem zaczęła rozpoznawać teren. Obrała charakterystyczną strategię. Kilkakrotnie schodziła z moich kolan i robiła coraz większe kręgi zapoznając się z topografią i zapachami, po każdym okrążeniu wracała na moje olana. To było bardzo ciekawe. Potwierdziło się również to, że ona troszeczkę widzi, ani razu nie potknęła się, ani nie wpadła na żaden element.
Lunka będzie miała towarzystwo w postaci dwóch kotek.; starsza jest śliczną buraską, a druga to wierna kopia Oliverka. Aż wierzyć mi się nie chciało, dokładnie takie samo pysio i te oczyska! Rezydentki też nie są w łatwej sytuacji. Jedna przez cały czas syczała ze swojego legowiska, druga uciekła pod wannę i za nic nie chciała wyjść.
Teraz nie pozostaje nic innego jak czekać ...
Jeśli sytuacja przerośnie opiekunów lub Lunka nie będzie w stanie dostosować się do nowych warunków, to wraca do mnie.
Tyle że wszyscy zdajemy sobie sprawę z faktu, iż ocena sytuacji może zająć sporo czasu.
W każdym razie na razie ogłaszam, że LUNKA JEST W NOWYM DOMKU