Kochane!!! Przepraszam Was strasznie - nie mogłam od razu.....
Malwinki nie ma już u nas

- pojechała do Krakowa...
Pan Marcin dzwonił już z drogi, żeby mnie uspokoić... - tak się zachowałam, jak wychodził, że widocznie zwątpił...
Malwinka jest w samochodzie bardzo grzeczna i cichutka (jak zawsze zresztą) - po 22:00 powinni być na miejscu - czekam na telefon, jak przebiegną pierwsze chwile w nowym domu.
Boję się oczywiście i panikuję - głowa mi pęka, oczy pieką jak diabli, myśleć nie mogę jasno - ale czy Malwinka spełni ich oczekiwania? a jak się nie zaprzyjaźni z rezydentem? jeśli będzie tak zestresowana, że zamknie się w sobie i nie będzie chciała być słodką przylepą.....

- sorry, ale to wszystko takie ciężkie.....
Pan Marcin bardzo miły i sympatyczny - żona też - dzwoniła w czasie jego wizyty, żeby powiedzieć, że wszyscy czekają na Malwinkę, mają dwie córki: 21-letnią własną i 12-letnią adoptowaną. Obejrzeliśmy zdjęcia ich kotów i wysłuchaliśmy ich historii, porozmawialiśmy o Malwince, jej zachowaniach, charakterze, dotychczasowych przeżyciach. No i zdecydowaliśmy się Malwinkę oddać - umowa podpisana, zostaliśmy zaproszeni do Krakowa na odwiedziny...
czy ja na pewno dobrze zrobiłam...????? ona pewnie jest przerażona i nie wie, co się dzieje....
nie nadaję się - nigdy więcej!!!!

sorry......