Z tych złych... właśnie znalazłam kota

Pięknego. Biało-rudego, coś a'la mój Filip... nie mogę go zabrać, musiał zostać tam gdzie go znalazłam

i teraz mam wyrzuty sumienia.
Kiedy przyjechałam, Gucio siedział z Kayem za łóżkiem

za zgodą (i w porozumieniu) z ojcem, wypędziliśmy koty i zatkaliśmy dziury. Efekt jest taki że kot zaczeły pojawiać się na widoku. Najpierw złapałam Gucia, wypiękniał

znikneła ta "czerń" z czarnego futra (taki brudek jak u bezdomniaków) strasznie się wyrywał, ale po chwili mruczał "rozpłaszczony" na kolanach, i nie wiem czy dobrze zrobiłam

bo zauważyłam "pasażerów na gapę", chodziły sobie po białej części futerka jak gdyby nigdy nic

Nie wiem czy mam pecha, bo... kiedy miziałam Gucia, to jeden z kotów, Alicja... poczuła że musi wyjść na zewnątrz

skoczyła na klamkę i po prostu wyszła

wypuściłam rozmruczanego Gucia i pobiegłam jej szukać. Siedziała w pobliskim ogrodzie i skubała trawkę, nie reagowała na wołanie, mi się wydaje że ona jest głucha

zawsze kiedy włączam mikser albo odkurzacz, to siedzi sobie spokojnie, podczas gdy inne koty uciekają w popłochu. Ala nie pozwoliła się złapać

udało mi się to dopiero po pół godzinie biegania, złapałam ją z zaskoczenia za kark i wziełam do domu. Ona zawsze miała "ciągoty" na dwór, ale nigdy

Kiedy złapałam Alę, to zabrałam się za odpchlenie stada, ojciec kupił butelkę Frotlin'a. Ale łatwo nie było, na pierwszy ogień poszedł Gucio, który siedział sobie pod meblami. Co on sobie pomyślał? zamiast go pogłaskać, to jakaś wredna baba wyciągneła go za kark i zaczeła psikać jakimś świństwem

Gucio dostał szału

zaczął drapać, gryść i wogóle

straciłam jego zaufanie, nie ma co

potem Kay, z nim poszło trochę łatwiej bo to taka ciapa. Ale zrobił pod siebie ze strachu. Moje własne koty pozwoliły się spsikać. Dobrze że mamy to już za sobą...
CDN...