No nareszcie mam tydzień wolnego, cudownie.
Dziewczyny w porządku. Wydaje się, że dieta i leki pomogły Meggi. Co prawda badań labolatoryjnych moczu nie udało się nam zrobić, więc leczenie było na podstawie objawów i badania fizykalnego. Miała lekki stan podgorączowy i załatwiała się poza kuwetą, wstrzymywała mocz długo, aż nie mogła wytrzymać i załatwiała się tam gdzie stała.
Beti uradowana z przyjazdu Artura, wreszcie spokojnie opuściła kuchenny zakątek.
Od czasu wizyty u weta Meggi chyba tęskni za podwórkiem, bo często stoi pod drzwiami i miałczy. Nie wiem jak ona to robi ale zauroczyła wielu w poczekalni u weterynarza-miałam dwie propozycje kupna ślicznotki

.
Betki nie mogę dawać mokrego jedzonka, bo tak je łapczywie zjada, że potem wymiotuje. Trzymamy również dietkę, bo apetyt tygrysa jej nie opuszcza. Zrobiła się naprawdę spora ale i sierść jej wypiękniała i na diecie nie drapie się tak bardzo jak wcześniej.
Zazdrość ich nie opuszcza ale powoli każda z nich przystosowuje się do nowych warunków i wydają sie być ciut spokojniejsze. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek mogła zobaczyć jak moje dwa futerka śpią razem, choć częściej po prostu starają się nie wchodzić sobie w drogę.