Femka pisze:czytam ten wątek i momentami czuję się okrutnie wkręcana. Bo aż trudno uwierzyć, że takie piękne bajki zdarzają się w życiu.
Pisz, kobieto, bo to cudowna terapia.
Masz rację ...nie zawsze było różowo...Przez ten okres wiele było ciężkich chwil... tak w telegraficznym skrócie...
Maks miał ostre zapalenie pęcherza, przez cztery miesiące walczyliśmy z depresją Bruna-dzięki Bogu pomogła nam forumowa Ryśka(jeszcze raz wielkie dzięki) i jej terapia z kroplami Bacha, Bolek ma problemy z usuwaniem sierści i prze dwa tygodnie walczyliśmy z zatkaniem kłakami. Przeszłam ekspresowy kurs weterynaryjny z robienia zastrzyków podskórnych i domięśniowych !!!Musiałam co godzina podawać mu pokarm w strzykawce po 5 ml bo większą ilość zwracał a słabł w oczach...
To znowu Maks zjadł piórko(takie co czasami wyleci z poduszki) wprawdzie udało mu się je zwrócić ale tak podrażnił przewód pokarmowy że wymiotował krwią !!! Krew była nawet w kupie!!! Wiadomo co wtedy, wet, zastrzyki, kroplówki, bezsenne noce ...
Czasami ręce mi opadały- tu nie ma z kim zostawić dziecka,
brak samochodu, wet tylko do 17,00 a kot cierpi ... Czasami miałam ochotę wyć z tej bezsilności !!!
Kiedyś właśnie byłam w takiej podbramkowej sytuacji - mąż akurat musiał zostać jeszcze dłużej niż zwykle w pracy - pobiegłam do koleżanki i błagam że kot cierpi, że dziecko że nie ma samochodu i że trzeba do Śremu(tam wet przyjmuje do 19tej) zupełne niezrozumienie...przecież to tylko kot...
Ubłagałam ją oczywiście ale wiecie jak to jest gdy ktoś robi Ci łaskę," a bo Ty taka biedna jesteś i chyba szalona że tak się kotem przejmujesz... skoro Ci tyle choruje to go uśpij! nie szkoda Ci kasy, a bo to mało kotów "...
Nawet nie wiecie jak Wam zazdroszczę że macie blisko siebie innych ludzi podobnie myślących i czujących... czasami czuję się taka samotna
w tym moim "kocim szaleństwie"...żadnego wsparcia ...
Na szczęście w pobliskim miasteczku jest wetka, której dziękuje za wyrozumiałość w spłacaniu długów no i kredycie zaufania bo wydawała mi leki dzięki czemu nie musiałam codziennie jeździć do niej z kotami.
Ale daliśmy radę i mam nadzieję takie chwile się nie powtórzą!!!
Teraz Krzyś jest większy więc jest mi łatwiej znaleźć kogoś do opieki czy nawet wziąć go ze sobą( o ile mamy sprawny wóz;))
Ważne że nasza mała rodzinka przetrwała i teraz wszyscy maja się dobrze !!! A to najważniejsze
