Na noc zgodnie z zaleceniem weta zostawiłam Bellę w transporterku, miała wodę, jedzonko... Dziś rano przełożyłam ją do klatki, w klatce ma wodę, jedzenie, kuwetkę oraz kartonik do którego można się schować (pod warunkiem że się jest kotem).
Złe wiadomości - jedzonko nie zniknęło, no może liznęła troszkę... zobaczymy jak wrócę z pracy, jak nic nie zje dam jej trochę czasu, a potem convalescence i strzykawka...chociaż wolałabym tego uniknąć bo raczej nie zdobędę jej zaufania karmiąc ją na siłę...
Dobre wiadomości - w nocy było sioo i był qpal. Przyjęłam postawę "ty tu sobie warcz, ale ja Cię i tak pomiziam po futerku, zobacz nie boli"... Maluteńki kroczek do przodu, z warczenia i przerażenia na jakieś 2 minuty przesżła do stanu "ja i tak się boję, ale chwilę pomruczę" no i mruczała, chociaż tak cichuteńko i przez chwilę...
Poradźcie co robić, jak ją przekonać, że ludź może być fajny...
Dobra ja idę do pracy, a jak wrócę to ma tu być 50 stron porad
