
Co tu wam napisać?
Ogólnie, mamy pełny happy end.

Maciejka, jak wspomniałam w jego wątku... w Dzień Matki zawiozłam do moich rodziców. Miał tam trafić na czas jakiś... Jak mu się DS znajdzie, a przynajmniej do naszego powrotu z urlopu.
Pierwsze dwa dni, chłopak prawie nie jadł. Siedział głównie za kanapą i fotelami... buszując w nocy po mieszkaniu. Potem... nastąpiła przemiana. Zaczął wyłazić, nadstawiać łepetynkę do miziania, z zainteresowaniem przyglądał się domownikom. a moi rodzice... pokochali sierściucha i o innym domu nie ma już mowy.
Chłopak rano sam prowadzi mamcię do kuchni, pokazując gdzie stoi lodówka... żeby, nie daj Boże gdzieś zbłądziła. Głośno się awanturując, że za wolno i w ogóle dlaczego tak późno...

Jest naprawdę ok. Ja się ogromnie cieszę, że to TEN dom... Mogę łobuza doglądać wpadając w tygodniu. Pomagam ciut w jego utrzymaniu.
A moje dziewczynki? Chyba szczęśliwe, że intruz znalazł nowy dom.

Florcia, powoli doszła do siebie po kalciwirusie. chorowała, brała zastrzyki. Latałam z nią ponad tydzień do lekarza. Na szczęście doszła do formy. Znacznie lepiej je i zachowuje się normalnie. Co oznacza, 90% posypiania w ciągu doby.

A po za tym, to prawie 13 letni wzór cnót i koci ideał. Jestem szczęśliwa, że trafiła do mnie.

Rudy czort?
To przeciwieństwo Florci... Inna rzecz, że jest od niej dużo młodsza. Mała ma ok. 2 lat... gówniara.

Ogromnie przeżywała obecność Macieja. Bała się, uciekała, nie jadła... Reagowała histerią. Chłopak poszedł na swoje, a Fauna... odżyła.
Zachowuje się jak dawniej. Żywa (czasem, aż za bardzo), wcina za trzech. Prawie zawsze postawi na swoim... Taki mały kombinator.


Z kota działkowego, zrobiła się typowym sierściem domowym.
Stosunki między kocicami są poprawne. Miłości wielkiej nie ma (i chyba nigdy nie będzie). Ale, zachowują się nienagannie. Czasem Fauna Florcię pogoni, a ta ofuka napastnika... Ot, drobne domowe rozgrywki.
