Dziś byłysmy u weta. Uszka lepiej. Stan zapalny wyleczony, jeszcze 6 dni doleczania i będzie ok. Grzybicy Tigra nie ma. Zatem - alergia pokarmowa. Objawy typowe: rany na głowie i karku (zamieniające się w strupki, które same odpadają). Tygryska od momentu zamieszkania z nami jadła Acanę i przy Acanie trochę te strupki zniknęły (nie do końca). Po przestawieniu na Brita nagle ranki i strupki znów sie pojawiły plus ta infekcja uszu. Wstępne moje podejrzenie padło na pszenicę jako na alergen (Acana chyba nie ma w swoim składzie, Brit ma). Może coś jeszcze. Zamawiam Trovet RRD i wdrażam dietę eliminacyjną, zgodnie z zaleceniem wetki. Zobaczymy.
A poza tym - u weta Tigra zobaczyła dużego psa. Chyba zniesmaczył ją ten widok, bo z kota zrobił się kot w wersji "pchychająco-warcząca szczotka do czyszczenia butelek, drapiąca na oślep".
Ponadto - ostatecznie podjęłam decyzję o zakupie samochodu. Niestety to się uda dopiero około czerwca przyszłego roku

Ale nie mam wyjścia. Tigra jednak nadal ma chorobę lokomocyjną, a ja czuję się fatalnie prosząc ciągle o transport rodziców. Naprawdę, jeśli Tigry się nie kocha bezwarunkowo, to jazda z nią w samochodzie jest bardzo nieprzyjemnym doznaniem... Jest jeszcze jedno rozwiązanie - zrobię casting na kierowcę
Muszę powiedzieć jeszcze jedną rzecz: zawsze jest mi niezmiernie miło, gdy wetka tak po prostu, jakby to było oczywiste, że tak należy robić czyści transporter Tigry z koopali, sioo i wymiotów. Chyba nie należy to do jej obowiązków, a robi to zawsze. Ja wiem, że Tigra nie jest łatwym pacjentem. Ale nie odczuwam tego w tej przychodni. I do tego jeszcze dziś znów zapłaciłam tylko za lekarstwo (na skórę, żeby się zagoiły te strupki). 9 złotych. Uważam, że weci opiekujący się moimi kotami są po prostu fajnymi ludźmi.