Tośka dziś sobie pospała, że hej, i pozwoliła mi się wymiziać, i w ogóle, mruczanko było, ale potem zeźliła się bardzo, kiedy próbowałam ją przenieść podczas próby sikania *obok* kuwety. Przeniosłam więc do kuchni (jeszcze nie byłam po drugą). Tośka zrobiła, wściekła na mnie, że hej, po czym wylazła i od razu w kąt kuchni rżnąć "to większe", w międzyczasie ja już zdążyłam posprzątać, przeniosłam zwierzę, zrobiła. Ale wściekła jest tak, że poluje na moje ręce. Bałam się wziąć worek ze śmieciami, bo się rzuciła na nie, kiedy tylko były bliżej. Normalne to, czy złośnica z niej wyjątkowa?
Dwa, zakopywanie jej nie wychodzi w większości przypadków. 10 minut kopała **z każdej strony** kuwety, wypolerowała mi terakotę intensywnie, co chwila wąchała to, co w kuwecie, ale szorowała po chwili nadal obok. Co o tym sądzicie, koci przyjaciele?
No, bo się tak zastanawiam, nie wiem, w czym problem.
Może jak humory miną, to spędzimy miły wieczór

Teraz bez pazurków, to ja się tak znowu jej nie boję
Dziś nawet brzusio sobie dała pogłaskać, i ogólnie była przyjaźń, dopóki...