Ja już nie wiem.... Czy ja jsetem nienormalna, czy te kotuchy moje....
Dzien wczorajszy....
Rano był względny spokój, wyszłam do pracy, zaostawiłam gady razem a niech sobie radzą...
Gdy wróciłam, dwa jakże miłe stworzonka przywitały mnie w przepokoju
W kuchni wspólnym głosem poprosiły grzecznie o obiadek po czy zjadły go, nie bijac się przy miskach
Późnieej rozbieraliśmy choinkę, bo zdazyła już tak oblecieć, że miałam runo leśne na podłodze. Maciek dzielnie mi pomagał (jak zawsze - u nas w domu nic nie dzieje się bez nadzoru) a Nelsonek przyglądał się zaciekawiony i od czasu do czasu bawił się kawałkiem gałązki.
Potem przyszli znajomi i koty sobie grzieś poszły i nawet nie wiem co robiły

ale słychać ich nie było.
Wieczorem ja rzuciłam moim cielskiem o kanapę. Odpaliłam telewizorek no i ogladam sobie spokojnie. W międzyczasie zadzwonił TŻ że dziś nie przyjedzie - on pracuje w innym mieście ma do pracy ok 60 km, a wczoraj było naprawdę paskudnie na drogach.
Do rzeczy. Oglądam sobie film, a tu idzie do mnie Maciuś, z drugiego pokoju idzie i chyc na mój brzuch, wątroba mi prawie uchem wyleciała ale nic to, czego się nie robi dla kota, stęknęłam tylko a on zwinął się w jak krakowski obwarzanek u zasnął snem twardym acz mruczącym. Po minucie z tego samego pokoju wynurzył się Nelson. Podrzedł do kanapy dziarsko, dokonał oceny sytuacji doszedł widocznie do wniosku że dwa grubasy na jednej kanapie to stanowczo za dużo (i nie mam tu na myśli Maciusia bo on szczuplutki

) ale wnet wypatrzył sobie dore i wygodne miejsce na oparciu kanapy. Zatem wskoczył tą samą drogą co Maciek, tym razem wątroba mi wyleciała (teraz moszę w torebce

) ale nie drgnęłam nawet

twarda jestem a co! A Nesiu przekroczył spokojnym krokiem Maćka (ten otworzył jedno oko i nic

) ułożył się na upatrzonej wcześniej pozycji i również zasął na mrucząco. Spały tak sobie w odległości jakiś 15 cm. Mruczały jakby miałuy dopiero co wymienione bateryjki i tak do końca filmu. A ja trzymałam szczenkę bo mi spadała co chwila na podłogę
Film się skonczył, ja cała scierpnięta musiałam wreszcie zmienić pozycję, papierosa mi się strasznie chciało (rzucam trzymajcie kciuki) ale papierosy leżały na stoliku, pół metra od zasięgu mojej ręki. Pródowałam z 4 razy. W końcu się udało, ale jak sobie zapaliłam to maciek się obudził, bo on dymu nie lubi. Wstał strzelił baranka i poszedł sobie gdzieś. Nesiu też stwierdził że towwarzystwo palaczki mu ni odpowiada, przeniósł się na drugą kanapę i poszedł spać dalej. Maciuś tymaczasem wrócił wskoczył na kanapę, obok Nesia i spały dalej gady moje smacznie
A jak się już zwlokłam do spania, do sypialni wpadły dwa furta, poukładały się Maciek na moich nogach Nelson nieco z boczku i spaliśmy wszyscy chyba grzecznie bo nic po mnie w nocy nie biegało....
Niestety dzien wczorajszy się skończył....
DZiś jest od rana kotłowanina. Maciek ma paskudne zadrapanie tuż nad okiem
W ogóle zachowują się tak jakby się chciały na wzajem powysyłać priorytetem za Tęczowy Most.
Nie zamykałam ich osobno.
Uciekłam z domu
i boję się tam wracać

Help!