powiem, co wiem...
miałam kiedyś wiekową kotkę z kiepskimi wynikami nerkowymi, standardowe zalecenia, kroplówki podskórne, Kasia kiepsko to znosiła, wyniki się po nich specjalnie nie zmieniały ani na lepsze ani na gorsze, apetyt średni ale bez przesady, w końcu Kasię wcześniej zabił guz a nie nerki
ale potem trafiła mi się inna kocia, której szybko padły nerki (choć wiekowa nie była) kocia ponad rok wisiała nad miską wody, robiła wodne przezroczyste siuśki w ilościach niewiarygodnych, jadła nie za dużo ani za mało... a wyniki miała kosmiczne... i nie tylko mocznik ale i kreatyninę... kosmos! i żyła!
i wtedy znajoma ludzka pani nefrolog mi powiedziała, najważniejsze, żeby się nie odwodniła, póki pije, nawet jak to przelatuje, to coś zostaje, mimo tych niewiarygodnych wyników
no i miała rację, niestety, w pewnym momencie kotce zrobił się stan zapalny w pysiu, o operacji mowy nie było z powodu mocznicy, niby antybiotyk, ale kicia przestała jeść i pić, to trochę dzicz była, więc nie od razu się zorientowałam, że nie ma kota nad miską wody, po dwóch dniach przyczaiłam się, kiedy chwiejnym krokiem szła do kuwety, dwa dni później - szmatkę ledwie żywą, zawiozłam na uśpienie

i teraz wiem, że jeśli trafi mi się kot nerkowy... nawadniać, nawadniać, nawadniać... jeśli sama nie pije...
nie o wyniki chodzi, tylko żeby się kot nie odwadniał...
trzymajcie się.