Ma już dół z kartonu ze żwirkiem bentonitowym. I tackę taką głębszą z drewnianym. Jak ich nie przesunę, to i tak nasika obok, "zakopie" i ucieka w popłochu.
Dobrze, gazety zabiorę. Niestety ona nie sika w jedno miejsce konkretnie tylko pod drzwiami. Tak myślę, że może czuje zapach jakiegoś innego kota z zewnątrz - bo tu się zdarzało na korytarzu widzieć jakieś koty (nie wiem czy czyjeś, nie wiem czy kastrowane).
Jeśli ona całe życie sikała na podłogę (a też jest taka opcja), to będzie dość ciężko (szczególnie, że nie ma tu kota, który by jej pokazał co i jak) - nie wiemy kiedy znalazła się u p. Fredzi i czy jej ktoś wcześniej z jakiegoś powodu (np. sikanie po podłogach) nie wyrzucił.
Przemyłam podłogę wodą z płynem do naczyń, z octem, z domestosem - nic jej spod tych drzwi nie odstrasza. Może ona się tych drzwi boi jakoś? Sika i kupę tam robi jak zaklęta. Bo tak to nawet pralka czy maszynka do mięsa albo płacz córki jej nie ruszają - siedzi i uszami tylko lekko rusza. Ale klucz w zamku to atak paniki - nawet drzwi się nie muszą odtworzyć. Dzisiaj mąż przy niej siedział i ją głaskał - mruczała. Wsadziłam tylko klucz do zamka, a ona chodu za łóżko.
I tak nie jest źle - sika przynajmniej w jednym (mniej więcej) miejscu - zawsze mogła sikać po łóżkach, dywanach i ogólnie w całym domu. Niemniej jednak jest to problem, bo jak ją choćby na trochę samą zostawić? Jak się tego od razu nie zetrze, to panele długo tego nie zniosą, a mieszkanie nawet nie jest nasze. Będziemy myśleć. Pytam kogo mogę, czy miał podobny przypadek i jak sobie poradził. Koleżanka miała taką jedną kotkę (z 5, które ma), że długo i ciężko zeszło, zanim się nauczyła i też namiętnie pod drzwiami sikała.
Jak zabiorę jej stamtąd kuwetę, to będzie po prostu lać na podłogę - tak zostać nie może, dlatego stawiam tam różne wersje podłoża w różnych naczyniach - jak coś jej podpasuje, to będziemy pracować nad lokalizacją.
Właśnie biega jak szalona po mieszkaniu i skacze jak sprężyna po meblach, po czym podbiega, patrzy i biega dalej zadowolona z siebie co jakiś czas kładąc się w pozie wypoczywającej pumy. Chwilę wcześniej przytargała w zębach ulubioną wędkę i mrauczała, żeby się z nią bawić (trochę się pobawiłam, ale muszę się córką zajmować - nie mogę cały dzień z Malutką się ganiać). Także na jakąś szczególnie zestresowaną nie wygląda.
Do raczkującej córki podchodzi i ją trąca nosem oraz się o nią ociera, więc dziecka też się nie boi - przynajmniej tak mi się wydaje.
Także może będziemy mieli przyjemność uczenia 4-letniej kotki charakterkiem korzystania z kuwety zamiast lania na podłogę. Oby się udało, bo z tego, co czytałam, nie zawsze się udaje kota nauczyć. I to mnie trochę przeraża. Kota nie oddamy, ale w oszczanym chlewie też nie chcemy mieszkać.
--- EDIT ---
Teraz córka śpi w łóżeczku, a Malutka śpi na wersalce obok zwinięta w kłębek. Ona od razu wiedziała jak korzystać z drapaka - tyle, że drapak naznaczony przez Magnolkę (jak dywany i inne rzeczy); generalnie koteńka zachowuje się bardzo podobnie do Magnolki - co dzień to bardziej. Może to ją frustruje: czuje innego kota a go nie widzi? Kuweta za czasów Magnolii stała tam, gdzie teraz jest pokój córki (bo wtedy był to pokój tv i kuweta mogła tam stać, bo córka była maleńka i spała w sypialni z nami). No i od razu Malutka wiedziała jak działają szafy przesuwne - ulubione miejsce wypoczynku Magnolki. Albo ona czuje coś jeszcze - to, że za Magnolcią tęsknię... może to ją tak frustruje czy jak? Coś musi być - tylko co? Jak karmiłam i bujałam córkę, to na skrawek wolnych kolan wskoczyła obok Justysi i mruczała. Jak jest głodna, to podchodzi do mnie i miauczy, po czym idzie za mną do kuchni. Wczoraj jeszcze trzymała się głównie sypialni, a dzisiaj już całe mieszkanie traktuje równorzędnie w sensie ucinania drzemek. Magnolcia warczała na każdego obcego - szczególnie jak ktoś na korytarzu hałasował (nie znoszę hałaśliwych ludzi, więc sama też bym ich chętnie owarczała, ale mi nie wypada), a w domu była panią na włościach i z kuwetą nie było najmniejszej wpadki nawet po laparotomii, gdzie poziom stresu (wcześniej jeszcze cały dzień na RTG z kontrastem i 4 dni kroplówek) miała zapewne kosmiczny.
--- EDIT 2 ---
Malutka jest dużą pomocą w nocy przy córce - już drugą noc dała mi znać, że trzeba wstawać w momencie, gdy mała jeszcze się nie rozpłakała, ale już była głodna - przyszła i mruczała mi do ucha. Nadal obydwie śpią w odległości "przez ścianę łóżeczka". Może ona z tą kuwetą tylko czasu potrzebuje a nie żadnego kombinowania? Feliway i inne nie na wszystkie koty działają, a moja wet - jest też behawiorystą - mówi, że to droga na skróty i ostateczność stosować różne ogłupiacze szczególnie bez ustalenia przyczyny, bo ogłupiacza zabraknie i wszystko może wrócić; przy Magnolce też mi tak doradziła - czas i budowanie zaufania rzeczywiście zrobiły swoje. No nic - zobaczymy kilka dni (nie bez powodu kazała mi nawet z tabletką na robale poczekać choć tydzień, żeby kicia się zaaklimatyzowała).
--- EDIT 3 ---
Malutka znowu pełni wartę przy małej kociarze (tak rodzice mówią na córkę) - pilnuje jej leżąc na pufie przy wejściu do pokoju. Całe popołudnie przemieszczałam się na siedząco za córką, bo kicia bardzo nie chciała zejść mi z kolan. Bardzo towarzyska jest: gdzie my siedziałyśmy, to ona od razu za nami - mam szczęście do takich towarzyskich kotów. Rozmawiałam z mamą - jutro spróbuję umyć domestosem nie tylko drzwi z obydwu stron, ale i podłogę na korytarzu oraz wymienić wycieraczkę na nową. Może jakiś kot ją dawno temu osikał (niby nic nie czuć, ale koty mają bardziej czuły węch), albo nawet pies właścicielki mieszkania lub któregoś z sąsiadów. Zrobiłam też test z drzwiami - samo otwieranie i zamykanie jej nie rusza, nawet przekręcanie zamka, tylko dźwięk wsadzania klucza. Może jej to niedługo przejdzie, bo na szczekające psy i inne dźwięki (w tym ekspres do kawy, pralkę i inne sprzęty) już się uodporniła i jej to nie rusza - nawet powieki jej się nie chce podnieść tylko uchem ruszy lekko. Zaczyna się zachowywać, jakby to był jej dom od zawsze. Z jedzeniem też się zaczyna normować i je z apetytem, ale nie jakby rok nie jadła. Kocha piórka na wędkach - już dwie zdezelowała. No i już nie ugniata dywanu, rurki od kaloryfera itd. - teraz ugniata już tylko męża oraz mnie i to nie non stop - chyba zrozumiała, że to wszystko ma już na zawsze dla siebie a nie tylko na chwilę. Będzie z niej 100% kota w kocie

...