Jest!!!!!!!!-siedzi w łazience, zaraz wkleję zdjęcia, ale najpierw wszystko opiszę:
Wyszłam wcześniej o godzinę z pracy, bo jak wychodze o 17-tej, to juz ciemno i nigdy bym kota nie zobaczyła. Odebrałam okulary (druga para) i potuptałam w kierunku poczty, czyli tam, gdzie rezyduje ostatnio Rudzik.
I patrżę, a tu spod samochodu wychodzi mój zbieg i wedruje do ogrodu , sasiadującego z posesją poczty. Polazłam za nim, nie patrząc,że mnie ktoś opitoli(furtka była otwarta), kocik wszedł do budki-budka trochę bezmyślnie zrobiona, bo ma dwa wielkie otwory, nie ma miejsca, żeby kot mógł sie wtulić i osłonic przed zimnem, ale zawsze to budka.
Wyjęłam saszetkę, (zawsze ze soba noszę coś do jedzenia dla kotów)-kocio wyszedł i zaczął jeść, bo odrobine wyłożyłam na leżący nieopodal talerzyk. Spokojnie stał i jadł, a ja go głaskałam. Po chwili wzięłam go na ręce, mocno przytuliłam śmierdziela i poszłam w kierunku lecznicy, bo to niedaleko, a tam juz czekał mój transporterek.
Wetusia szybko otworzyła mi drzwi, bo miałam obie ręce zajęte.
Rudzik jest pokaleczony-pełno strupów i kilka ranek, ale najgorszy jest ropień na tylnej łapce-cześć ropy udało sie wetusi wycisnąć, ale strasznie walczył. Dostał lincospctin i metacam, w iniekcji, do domu tabletki-2x dziennie.Został odpchlony, na razie nie odrobaczamy, dopiero w piątek, bo i tak za dużo zabiegów na raz, a widać,że kot wycieńczony. Siedzi teraz w łazience-biedny jest bardzo, oczka załzawione, strupy na całym karku i łebku i ta boląca, tylna łapina!

Tyle przecierpiał, a mimo to miział sie do rąk i twarzy-co biorąc pod uwage jego "upojny zapach"-jest doznaniem szczególnym

. Oto Rudzik , juz bezpieczny!




