Ano tak,
Basiu...niestety, na miejscu nie znalazło się nic, wszystko zakocone, chorych maluchów wysyp, a jedyna osoba, która być może mogłaby pomóc- choć nie napewno- przebywa poza granicami kraju na wakacjach. Został albo schron, albo wściekle drogi hotelik, albo...vipek.
Aga, ja nawet do Ciebie nie dzwoniłam, bo wiedziałam, że Ty masz różnie, że swoje koty musiałaś oddać...nie wiedziałam, że masz taką możliwość. W sumie szkoda, obyłoby się bez takiej długiej podróży.
Robactwo dotarło i rozlazło się po łazience.
Siedzom.
Nie zdawałam sobie sprawy, że są takie maleńkie.
Antek był malusi, Kresia...ale to jest mega maniunie

.
Oczki zaropiałe, załzawione, trzecia powieka.
Brudne, obsrane w podróży futerka...choć pan zatrzymał się gdzieś i wymienił wkład.
Przeraźliwie chude.
Obejrzały ze zdziwieniem budkę, posłanko, zabawki, drapaczek...aż ujrzały
michę!
Śpik nr 1- buranio...trochę mi przypomina...innego burania. Maciupki, gdybym miała powiedzieć, ile waży,powiedziałabym, że nic. Ogoneczek ja czterdziesty numer nitki, łapiny jak zapałki, wychudzony trójkątny pyś.
Co mu nie przeszkadza biegać, wspinać się, mruczeć i przytulać się do jakiegoś Goliata z rudym warkoczem. Podczas mycia oczek drugiemu smarkowi, buranio zdążył dwa razy wspiąć się vipkowi na kark. Myślę, że to chłopczyk, ale nawet paznokcia sobie za to uciąć nie dam.
Śpik nr 2- biało bure nieszczęście. Chyba odrobinę większy, ale w zdecydowanie gorszej kondycji. Mało ruchliwy, woli spać, nieufny. Waży tyleż samo, co buranio, czyli nic. Albo
chorszy albo bardziej wycofany, stawiam na to pierwsze.
Ożywia się wyłącznie na widok miski, nie dopuszcza do niej burania, warczy, piszczy, skrzeczy, bez kija nie podchodź.
Co do
pci, to nie mam pojęcia, nie chcę mu ogonka zadzierać, i bez tego chyba mnie nie lubi.
No i tyle...