Marcelibu pisze:hutek pisze:gratulacje. Ja jednak myślę że DS już ma. Ciekawe czy będę mieć rację?
Coś w tym jest. Mam nadzieję.

hutek pisze:co u kotki?

Nic z tych rzeczy, jak już wspominałam, mieszkamy na 10 piętrze i nie zamierzamy wpędzać się w koszta związane z zabezpieczaniem wszystkiego co się da. To po pierwsze, po drugie wcale nie chcemy mieć kota. Do tej pory mieliśmy tylko jedną kotkę. Gaja była czarna jak smoła i taki kot mi się marzy, ale tylko na własnym domku. W bloku już nie. Jak Gaja chorowała to tak sikała po mieszkaniu, że kanapa do tej pory brzydko pachnie i nie pomogło przykrywanie folią malarską. Namęczyliśmy się okropnie a kicia cierpiała i do dziś się nie pogodziłam z jej śmiercią. Po trzecie i chyba najważniejsze, Lili wcale nas nie chce. Odzyskała siły i wychodzi jej prawdziwa natura. To jest naprawdę dziki ogon. Już nie zwiedza, znalazła miejsce w którym się chowa. Wychodzi w nocy na jedzenie i do toalety. W czasie dnia jej nie widujemy. Siedzi pod łóżkiem syna i nie sposób jej stamtąd wyciągnąć. Nie pomaga cicianie i groszkowanie karmą o wymiotłowaniu też nie ma mowy, bo konstrukcja łóżka jest taka, że trzebaby je rozebrać żeby się do kota dostać. Wczoraj wieczorem musiałam jej podać antybiotyk. Czekałam aż wylezie ze swojej kryjówki do 1 w nocy. Jak mnie wyczuła to tak wiała, że chyba dorównała prędkością swoim dzikim kuzynom. Narobiłyśmy rumoru, pozrzucałyśmy zabawki syna z półek, obudziłyśmy Go i na koniec zostałam boleśnie podrapana oraz pogryziona

. Gdyby nie zdrutowana żuchwa to pewnie by mnie zeżarła. Zwabiony hałasem mąż przybył na ratunek z kocem. Narzuciłam toto na szaloną kotkę i podałam antybiotyk, ufff.... Na szczęście to była ostatnia dawka. Dzisiaj kota też siedzi cały dzień w bunkrze. Tylko raz wyszła na jedzenie, ale nikt nie wiem kiedy to było. Pewnie jest przerażona po wczorajszej walce. Zresztą ja chwilowo też wolałabym uniknąć konfrontacji, jakoś nie uśmiecha mi się kolejne starcie z kicią.
Zastawiam się tylko jak ja ją na tą konsultację okulistyczną dowiozę. No i dręczy mnie myśl, że nikt dzikuski nie zechce. Gdyby widziała to można by ją wysterylizować i zwrócić jej wolność, ale sytuacja jest patowa

.
Póki co daliśmy jej spokój, tylko jedzenie mieszam z witaminami.
PS W ramach wyjaśnienia, Gaja mieszkała z nami na innym mieszkaniu. To było drugie piętro bez balkonu a okna były zabezpieczone. To mieszkanie nie jest przystosowane, a balkony mamy 2.