W sobotę i niedzielę wszystko było oki. Za to dziś rano Basquiat nie ma apetytu za grosz, a Moai rzyga wodą, bo nic innego też nie chciała jeść.

Może znowu zagrozić kroplówkami?

tylko że Moai ledwo co przestała się mnie tak strasznie bać - śpi nawet na mojej poduszce...
Chani też jakaś niewyraźna.
Ganesha - jego to energia roznosi, właśnie odkrył piłeczkę.
Reszta - jakoś.
Gajina niby lepiej ale jakoś nie mam przekonania, że zdrowieje. Marnieje coś... Niby oddechowo w miarę. Z nosa już tak nie leci. Ale to ciągle nie tak, jak powinno być. Na szczęście ma apetyt - dostaje specjalnie gotowanego kurczaka, sama podjada suche. No, zobaczymy.