Erin pisze:Inga

bardzo dziękuję.
Opiszę Wam mojego Vita z sygnatury.
Vito w maju skończył 2 lata.
Urodził się w pseudohodowli orientów. 50-60 kotów na 120 m2.
Poszedł do dt gdy miał niecałe 2 tyg., gdzie była kocica karmiąca, bo jego matka straciła pokarm.
Dt to matka, kompletnie nieodpowiedzialna kobieta płodzaca sobie dzieci z aktualnymi gachami, no i te dzieci.
W lipcu 2009 r. Mamuśka wyszła sobie beztrosko z domu zabierając młodsze dzieci, starsze pasały sie nie wiadomo gdzie.
W upał 40 stopniowy pozamykała okna, nie zostawiła wody i wybyła na 11 godzin.
Po powrocie Vito, który miał mieć 2 miesiące nastepnego dnia, prawie nie żyl.
Wezwała właścicielkę - pseudohodowczynię, która zważyła, że kot piękny po rodzicach nagradzanych ucieka jej i zaczęła latać po wetach.
Na Koszykowej wet rzucił małego, jeszcze żyjącego kota, na stół i poszedł w gwizdek.
Dopiero awantura tejże pani kazała robić reanimację, która n.b. nie była w tym momencie potrzebna, bo kot zył.
Głupek walnął mu adrenalinę dosercowo, ale zanim wycelował, najpierw wkłuł się w płuco, które oczywiście się zapadło.
Wet stwierdził, że nie ma co ratować i oddał na pół martwego kota.
Pani przytomnie przyjechała do mojej weterynarii. I zobaczyłam kota, w którym momentalnie zakochałam się.
Kot na stole umarł.
Nie pozwoliłam zostawić go. Nie znałam go, ale robiłam mu masaż serca, sztuczne oddychanie, rozmasowywałam na pobudzenie krążenia i kazałam robic wszystko, zeby ożył. Właścicielka też na zmiane ze mna cudowała.
Wetka stwierdziła, że nie ma szansy, ale klient płaci - klient ma.
Po prawie 10 minutach kot westchnął i zaczął oddychać!!!!
Jest zapisany w weterynarii jako zmartwychwstaniec.
Ma duże problemy neurologiczne, ma dziurę w przegrodzie międzykomorowej serca, ma wątrobe i nerki rozwalone zatrutą, nieprzefiltrowaną krwią, zaczyna pojawiać się obrzęk płuc. Dni ma policzone, ale jest kotem szczęśliwym, kochanym i jednym jedynym na świecie.
Kot został u mnie (po prawie że walce).
Wpakowałam w niego przez dwa lata kilkanaście tysięcy zł przeliczając równiez euro.
Nie żałuje żadnego grosza czy eurocenta.
Cieszyłam się jak głupia, gdy Vito nauczył się wskakiwac na tapczan gdy miał 7-8 miesięcy, a gdy miał półtora roku udało mu się wskoczyc na szafkę z podłogi!!!
Czy nie było warto walczyc o jego życie????