Anja pisze:Jest mi bardzo smutno jak czytam o rokowaniach Tasia

. Choć jego wielkim szczęściem jesteś Ty i taki dom jak Twój.
Widać, że jest szczęśliwy i bardzo zadbany.
Pozostaje tylko cieszyć się danym Wam jeszcze wspólnie spędzonym czasem i trzymać kciuki za opóźnianie choroby.
Jak kotka Mirosława odnajduje się w tej sytuacji? Widzi chorobę Tasia, czy też dla niej nic się nie zmieniło? Są bardzo ze sobą zżyci?
Pytam, bo mój Brucek to kot-pielęgniarz. Nazywamy go czasie naszych chorób ludzkich i kocich Doktor Brucek. Wystarczy nawet silniejsze przeziębienie. Bardzo się wtedy przejmuje swoją rolą.
Nie jest dobrze i nigdy nie było. Ona zawsze była sama i pojawienie Taśka potraktowała chyba jako zdradę. On się próbował zaprzyjaźnić, ale nigdy go do siebie nie podpuściła. Początkowo w ogóle Tasio zamieszkał w łazience (ma tam zresztą nadal swoje misy, choć lubi też podżerać Mirce z jej misek w kuchni). Później trochę się uspokoiło na zasadzie tymczasowego zawieszenia broni, ale Mirka zdaje się go nienawidzić. Nie wykazuje żadnego zainteresowania nim, nie widzi, że tamten źle się czuje, nie szukała go, jak był przez 2 doby w szpitaliku (choć np. "ludzi domowych", których długo nie ma, szuka i woła).
Ale też oddaliła się ode mnie, mimo iż bardzo się starałem, żeby nie odczuła jakiegoś oziębienia czy oddalenia z mojej strony. Zawsze jako pierwsza dostawała i dostaje jedzenie, zawsze zwracałem na nią uwagę.
Tasio już przestał próbować, już do niej nie podchodzi, bo, jak się zbliży, ona zaczyna ryczeć i czasem prycha, choć np. uderzyła go zaledwie parę razy.
Koty, jak zauważyłem, są względem siebie złośliwe, bo np. jedno siedzi w oknie i przeszkadza drugiemu wejść/wyjść, mimo że rozumie, co drugie chciałoby zrobić. Albo, jak się mijają przy oknie, to to, które siedzi, może złośliwie uderzyć drugie, które przechodzi.
Więc Mirka traktuje go jako zło konieczne. Mimo tego, jest on dla niej "swoim", bo, jak do niedawna wskakiwał na okno, to nie reagowała na niego tak agresywnie, jak na inne przypadkowe koty, których do środka stara się nie dopuszczać (z różnym zresztą skutkiem).
Tylko czasem się zdarza, że się po prostu obwąchają i rozejdą bez kłótni.