Saga bliźniaczką Emi

No coś niesamowitego! Koniecznie przekaż mizianki swojemu kotkowi!!!
Ale ja dzisiaj z Emi przeżyłam! Postanowiłam iść z nią do weta, ale tak mi się żal jej zrobiło, że będzie musiała w takie zimno się trząść w tym transporterku. Postanowiłam więc zapiąć ją w szelki, owinąć w polarek i zanieść na rękach (10 min drogi). W moment utrafiłam dobry, bo Emi akurat była po drzemce, więc szybko zapięłam ją w te szelki (mam takie beznadziejne na sprzączki

) no i sama się ubrałam. Schylam się po kota a Emi w nogi, wlecząc za sobą smycz z szeleczek. Goniłam ją jakiś czas nie bacząc na ufajtane buty

no ale ona wychodziła ze starć zwycięsko. No a jak już się schyliłam i ją miałam, to bzyyyt - rozwalił mi się zamek w kurtce (otworzył się od dołu). Byłam wkurzona, zgrzana i miałam dość, trudno Emi dostarczę w transporterku. Rozebrałam się, ściągnęłam buty, przyniosłam transporterek. Ale wtedy dopiero się zaczęło. Jeszcze nie widziałam kota, który przednimi łapami by się tak zapierał. Najpierw próbowałam po dobroci, za dawnych naiwnych czasów Emi sama wskakiwała do środka, ale chyba zaczęło jej się źle kojarzyć. Po dobroci nie wyszło, no to chciałam sama ją tam, hmm, umieścić z pomocą. Zaparła się przed drzwiczkami, a jak ją popychałam to zapierała się mocniej, później się wyrywała i uciekała z obłędem w oczach. Przywabiałam ją cukiereczkiem i cyrk zaczynał się od początku. Dobra, mówię, nie będzie szelek, transporterka - po prostu wezmę ją na ręce. Ubrałam się, schyliłam po kota i bzyyt - znowu mi się rozwalił zamek. No

! Spasowałam, poczekałam na Rodziców, podjechaliśmy samochodem, trzymałam Emi na rękach. I tak trzy razy próbowała się wyrwać, ale jakoś dojechaliśmy. Biedna kocinka trzęsła się z zimna i pewnie ze strachu. A teraz sedno mojej relacji: wet stwierdził, że Emi ma rujkę. Moja mała Emisia dojrzała!