Po tej nocy stwierdziliśmy z TŻ-em ze chyba jestem na etapie "nawiedzona".NA dziś umówiłam Fibi na sterylkę i chciałam za jednym razem dać tez mocz Pysi by nie jeździć w tą i z powrotem w te mrozy.No więc poprzednim razem mocz Pysi udało mi się złapać o godz 2:00 w nocy i myślałam ze tym razem będzie tak samo ale gdzie tam Pysia się zbuntowała i nic.Nie wiem może z godzinę lub max dwie w nocy spałam jak tylko usłyszałam że jakiś kot idzie do kuwety od razu byłam na nogach.O 6 nad ranem miałam już totalnie dosyć Pyśka wchodziła do kuwety ale jak słyszała że szłam to od razu jak na złość wychodziła.Zmęczona niesamowicie miałam już dość zamknęłam się z nią w WC nawet sama robiłam siusiu by ją zachęcić by zrobiła to samo,przelewałam wodę ze szklanki do szklanki niby odgłos lecącej wody tez sprawia że chce się siusiu ale Pysię nic nie ruszało zawzięta była albo miała frajde ze głupka ze mnie robi.Zaczęłam uciskać jej delikatnie pęcherz i powiedziałam Pysi że nie wyjdziemy z kibelka dopóki nie odda moczu.Pomogło o godz 6:30 łaskawie weszła do kuwety by zrobić siusiu a ja cyk pojemniczek pod doopke i siusiu łapałam.Moje pierwsze słowa były ufffff ale potem "tak mało?" bo tego moczu to za dużo nie było i teraz się zastanawiałam czy starczy czy noc zmarnowana nie pójdzie na marne.Pysia już chyba dla świętego spokoju dała mi trochę tego moczu bym się w końcu odczepiła

No ale to co miałam zapakowałam i do lodówki i do wyrka bo taka zmęczona byłam i sobie pospałam godzinę bo budzik zaczął dzwonić

Na szczęście już dzień wcześniej TŻ się zgodził pojechać z Fibi do weta więc nie musiałam się zrywać z wyrka ale spać już i tak nie spałam bo oprócz kotów jest jeszcze w domu pies z którym tez trzeba na dworek wychodzić.Najgorsze jest to ze jestem zmęczona a nie mogę zasnąć i tak do wieczora pewnie będę się męczyć.
Ok 16:30 tomek ma być po odbiór Fibi ja myślę pozytywnie i nie planuję żadnych komplikacji poza takimi że czasem koty nie tolerują szwów (miałam już dwie takie kotki).