jesteśmy już po wizycie...
pan profesor obejrzał wypisy, rtg, zbadał malutką - stwierdził, że ogon jest na pewno do amputacji - trzeba się tylko z tym wstrzymać możliwie jak najdłużej (co najmniej 1-2 tygodnie, jeśli oczywiście mała nie będzie się w tym czasie nim bawiła i nie pokaleczy go sobie) - bo wskazane byłoby pozostawienie przynajmniej 3-4 kręgów ogona, stanowiących naturalne rusztowanie podtrzymujące mięśnie okołoodbytnicze - które umożliwiają właściwe funkcjonowanie zwieraczy, poza tym kawałek choćby ogona zakryje odbyt
w tej chwili zmiany porażeniowe i brak przewodzenia nerwowego spowodowane są prawdopodobnie krwiakiem i obrzękiem, powodującym ucisk na kanał rdzeniowy (nie ma żadnych złamań, zmiażdżeń, przesunięć kręgów na szczęście!) - obrzęk jest prawdopodobnie bardzo rozległy, bo koteczka nie ma czucia aż ponad nasadą ogona, prawa tylna nóżka też wykazuje objawy poporażeniowe i słabsze odruchy nerwowe...
istnieje jednak spora szansa, że odruchy powrócą - w tej chwili odbyt reaguje odrobinę wciąganiem się przy próbie drażnienia, choć wynicowana na wierzch jest nie tylko śluzówka odbytu, ale także odbytnicy...
koteczka już w trakcie podróży do doktora popuściła w transporterze i mocz i kał, na stole w gabinecie zsiusiała się trzy razy (ale nie ciekło z niej cały czas bez kontroli, tylko wyraźnie trzy razy się wysiusiała w czasie badania tylnych okolic - co p. profesor określił na szczęście jako dobry znak!), w czasie badania odbytu wycisnął jej sporo kału - stwierdził, że trzeba koniecznie wyciskać kał parę razy dziennie, żeby nie zalegał w odbytnicy, bo stworzy się tzw. kloaka (taki jakby worek z rozciągniętego jelita, w którym zbiera się masa kałowa), zalecił pieluchowanie i smarowanie kremem p/odparzeniom
malutka dostała dwa zastrzyki p/zapalne i zastrzyk z wit. B - za 2-3 dni powinna dostać zestaw Nivalin + cocarboksylaza + wit. B, za 3 tygodnie mniej więcej znowu jedziemy do p. profesora
w czasie badania - momentami mega nieprzyjemnego i bolesnego - oraz zastrzyków malutka cały czas mruczała i wtulała we mnie łepek....

- jest cudna, kochana i bardzo ufna....
w tej chwili jest w naszej łazience - kupiliśmy na biegu najmniejsze noworodkowe pieluchy i krem - założyłam jej jedną pieluszkę, walczy na razie jak tygrys, żeby pozbyć się tego atrakcyjnego stroju...
odwozimy ją dzisiaj do lecznicy - nie jesteśmy niestety w stanie zaopiekować się nią odpowiednio w domu - rozmawiałam z naszą wetką - obiecała, że będą ją obserwować na bieżąco, wyciskać, smarować, zastosują zaleconą kurację i zdecydują o momencie amputacji - będzie u nich pod dobrą opieką, bo w lecznicy jest ktoś non-stop przez 13 godzin od pon. do sb., a w niedzielę po czterogodzinnym dyżurze też ktoś podjeżdża do lecznicy, żeby doglądać parę razy zwierzaków tam przebywających
teraz pozostaje nam tylko czekać i modlić się - pan profesor określił rokowania jako ostrożne... - ale dał przynajmniej nadzieję - potrzebujemy teraz kciuków - mega kciuków - proszę wszystkich, którym los malutkiej leży na sercu o ciepłe myśli!!!!
