e-dita pisze:Lojka pisze:Witajcie kociolubni szczecinianie.
Potrzebuję pomocy.
Mam problemy z kotem. Pani doktor przyznaje, że nie wie co mu może być.
Koleżanka wpadła na pomysł aby kotu zrobić USG brzuszka. Czy możecie mi podać namiary na lekarza, któy dobrze zrobi USG?
Proszę.
Spytaj Marcina Brzeskiego, nawet jak sam nie zrobi, to poradzi do jakiego weta podjechać.
914330246
Dziękuję.
Przepraszam za prywatę, którą będę uprawiać ale nie wiem co zrobić.
Chodzi o mojego dziesięcioletniego kocura.
Historia jest dosyć długa, jeśli macie cierpliwość i daj Boże jakiś pomysł to będę niezmiernie wdzięczna.
Moje kocisko od bardzo, bardzo dawna ma ropiejące trzy pazurki. Ponieważ nie było widać aby ten fakt przeszkadzał mu w życiu to do listopada ub. roku nie interweniowałam.
Od czasu do czasu oczyściłam i to wszystko.
W październiku ub. roku kocina dostał na lewym uchu sporego krwiaka. Pojechałam do najbliższej lecznicy. Odnoszę wrażenie, że Rudolfrudy także korzysta z usług tej lecznicy. Mieszkam w tej samej dzielnicy co Rudolf i Pixia. Myślę, że wiecie o którą lecznicę chodzi jeśli nie, a koniecznie chcecie znać nazwę to wyślę na pw.
Pani wetka obejrzała, zdecydowała że krwiak jest tak duży, że trzeba zrobić zabieg, otworzyć, oczyścić itp.itd. OK., zrobiłyśmy to. Po jakimś czasie krwiak się odnowił. Kolejna wizyta, kolejny zabieg i tym razem poprosiłam panią wet aby zobaczyła pazurki. Ucho zrobione, pazurki oczyszczone, kot dostał antybiotyk o przedłużonym działaniu. Najpierw jedną dawkę, a potem dawkę powtórzono w związku z pazurami. Ucho OK., pazury nadal z ropą.
Już w tym roku zdecydowałyśmy się z panią wet na podanie kotu słabszego antybiotyku ale przez dłuższy okres czasu aby wybić tą cholerę która powoduje ropienie pazurów. Po drodze drugi kot chorował i byłam częstym gościem w lecznicy. Niejako przy okazji rozmawiałam o pazurach pierwszego. W trakcie tej wydłużonej antybiotykoterapii kot schudł z 5,7 do mniej więcej 5,2.
Nic to nie dało. Pazury nadal z ropą.
Zaczęłam myśleć o jakimś innym rozwiązaniu. Rozmawiałam z koleżanką. Powiedziała, że ludziom pomaga moczenie zaropiałych paznokci w jodynie. Spróbowałam jodyny. No owszem na pewien czas był spokój, ale też trochę niepokoiło mnie, że kot wylizuje łapki po jodynie. Nie tak od razu, zakładałam mu na krótko kołnierz.
Nie wiem jak skończyłaby się ta jodynoterapia bo kot dostał gorączki.
W lipcowe upały koty były mniej aktywne, w pewnym momencie zauważyłam, że kot je jakby mniej a potem już wcale. Kota do transportera i do lecznicy. Pani wet termometr w dupkę, a na termometrze 40,7 C. Dostał leki, temperatura spadła, apetyt wrócił.
Co jakiś czas przez lecznice kupuję Artrofos Cat, dla kota o którym pisałam że chorował. W związku z powyższym mogę porozmawiać z panią wet. Mówiłam, że pazury nadal ropieją, jakby mniej ale jednak.
Czytam miau, poza tym te ciągle ropiejące pazury i postanowiłam zrobić kotu badania. Aha, jeszcze jedno. Pani wet podejrzewała, że kot może mieć białaczkę, choć z drugiej strony mówiła: koty z białaczką tak długo nie żyją. Poza tym stresy, które miał przez krwiaka i związane z krwiakiem wizyty u weta pogorszyłby widocznie stan zdrowia kota.
Zrobiłyśmy badanie moczu. Wszystkie parametry w normie tylko podwyższone leukocyty.
Zdecydowałyśmy, że kot będzie miał badanie krwi. Tym razem leukocyty w normie ale wykazało podwyższony poziom glukozy. Umówiłyśmy się z wetką, że przywiozę kota w sobotę naczczo na badanie gleukometrem i jak uda mi się to postaram się złapać mocz do powtórnego badania. Tak jak pisałam oprócz podwyższonych leukocytów pozostałe parametry moczu w tym i cukier przy pierwszym badaniu były OK. Cukru w moczu nie było choć badania krwi wskazywały na cukrzycę.
Wreszcie po przydługim wstępie dochodzę do sedna sprawy.
Mniej więcej od niedzieli, a potem w poniedziałek po południu zauważyłam, że kot stracił całkiem apetyt. Wieczorem napasłam go na siłę. Ile mi się udało to wcisnęłam w kota. We wtorek rano także brak apetytu, po pracy pojechaliśmy do lecznicy. Kot dostał zastrzyk ze sterydem na poprawę apetytu. Został zważony. Tym razem waga pokazała 4,7kg.
I faktycznie we wtorek wieczorem zjadł jakiegoś Royala w saszetce kupionego w lecznicy. Niestety apetytu wystarczyło mu tylko na wtorek. Środa rano nie chciał jeść. Po pracy kupiłam w lecznicy następne saszetki ale kocina już nie była zainteresowana jedzeniem.
Napasłam go wieczorem na siłę.
Dzisiaj rano zero jedzenia, Pojechałam do pracy, zadzwoniłam do koleżanki kociary, żeby porozmawiać, podpowiedziała żeby zrobić kotu USG.
Stąd moje dzisiejsze poranne pytanie o lekarza i USG.
Zerwałam się z pracy, zajechałam do lecznicy żeby pogadać. Pani wet potwierdziła, że też chciała w sobotę zrobić kotu USG i że mają aparat do USG.
Pojechałam po kota i z powrotem do lecznicy. Zrobiłyśmy USG, zdjęcie rentgenowskie. Kot został osłuchany, podane kotu płyny – niestety nie pozwolił sobie na złożenie wenflonu i podanie kroplówki. Walczył, we dwie nie dałyśmy sobie z nim rady.
I co? Kot zdrów ja ryba. Wszystkie narządy zdrowe, wręcz zaskakująco jak na dziesięcioletniego kota. Serce, płuca, żołądek, wątroba, jelita wszystko OK. Dostał trzy zastrzyki. Jeden bardzo bolesny. To wszystko skończyło się o 12.30.
Do tej pory kot troszkę polizał Gourmeta, o sasetce Royala w ogóle nie chce słyszeć. Dałam mu kilka kęsków kiełbasy, którą kiedyś sępił, nie tylko zresztą on, jak jadłam. Zjadł.
Podtykam gotowanego kurczaka – beeeee. Surowy kurczak też go nie interesuje.
Ręce mi opadają. Jak mam go nakarmić? Nie chcę na siłę.
Spotkaliście się z takim przypadkiem? Macie może jakieś pomysły?