Prababcia wczoraj wlazła po schodach na piętro, wcześniej widziałam ją na stole. Koteczka nie ma żadnego problemu z wchodzeniem do góry, natomiast nie potrafi z niczego zejść, nawet z kilkunastu centymetrów. Dlatego zawsze na noc, albo kiedy wychodzimy z domu, kicia ląduje na kanapie.
Przepraszam za zboczenie z tematu, ale chciałabym się tu publicznie rozpłakać, załamać, tupać nogami i rzucić się na podłogę z powodu guli po sterylce.
Wiem, że to nie jest bardzo poważny problem pod względem medycznym, ale komplikacje nastąpiły u kotki sąsiadów, których namówiłam na zabieg.
Do tej pory, a jest to ósmy kot z najbliższej okolicy, wszystko szło świetnie. Zabierałam kota, oddawałam po mniej więcej tygodniu w doskonałym stanie. Miałam nadzieję, że uda mi się namówić jeszcze wiele osób na sterylizacje. Wiele obiecywałam sobie właśnie po właścicielce tej kici, że ona namówi innych (niektórzy wstydzą się, że coś takiego zrobili)
A tu się posypało. W poniedziałek miałam kotkę oddać, ale pojechałyśmy na zastrzyk, dzisiaj dostała kolejny, ale lekarze orzekli po obmacywaniu, że to chyba jednak przepuklina i kotka, jutro, ma być krojona ponownie.
Nie wiem, co powiedzieć tej kobiecie. Ja się tu poruszam po bardzo grząskim gruncie. Dla nas, którzy wiemy, co to za zabieg, jakie mogą być po nim problemy, sprawa jest prosta. Kobita, która była do zabiegu uprzedzona, w tych komplikacjach znajdzie tylko potwierdzenie swoich obaw. Pokiwa głową i powie, no tak, kotka nie chciała wejść do tego, no jak to się tam nazywa (transporter), bo czuła, że spotka ja coś złego.
W poniedziałek próbowałam jej cokolwiek wytłumaczyć, ale nie przypuszczałam, że to potrwa kolejny tydzień, albo dłużej
Chce mi się po prostu ryczeć
