Czarny Kocie...(*)....Ruda Łapa i...Kochane rude w domu...

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt lut 04, 2011 0:29 Re: Moje wolnożyjące koty ... Warszawiaki BIELANIAKI-reaktywacja

Idąc do metra przechodze kolo żółtego, czteropiętrowego bloku, z ładnym trawnikiem. Pewnego dnia, było słonecznie i ciepło, w trawie i kwiatach wylegiwały się czarne koty.... cudne, małe i jeden duży... Leniwe kociambry, szczęsliwe.... miło było patrzeć... Jak patrzyłam i patrzyłam to ... któregoś dnia wypatrzyłam: oczy pełne ropy u dwóch małych i dużego i brak szczęscia na pysiu. Zaczęłam pytać rozmawiających pań, czy jest jakaś osoba opiekująca się czarnuchami - zdobylam kontakt, porozmawiałam i dowiedziałam się, że trudno.. niech działa natura... ona leczyć nie będzie.

Nie mogłam przejść obok chorych kotow obojętnie - na cito zaczęłam dzwonić po lecznicach z pytaniem jak się leczy wolnozyjące dzikie koty. To wtedy , w swojej naiwności zadzwoniłam po raz perwszy do koterii - ośrodka dla kotow wolnozyjących - aby mi podpowiedzieli co ja mogę zrobić.. Dowiedziałam się, ze Koteria nie leczy tylko sterylizuje i oni mi nie pomogą a wolnozyjących kotów się nie leczy. I jeśli ja nie miałam kota chorego na pnn to mam sie nie wypowiadać.
Dlatego nie lubię koterii do dziś i unikam jej jak ognia.
Zadzwonilam więc do zwykłego gabinetu weterynaryjnego i wet kazał mi przyjechać... dał receptę na unidox, wytłumaczył, ze to bardzo dobry lek dla wolnozyjących kotów i podpowiedział różne rozwiązania co do podawania.
Zaczęłam leczyć.
Tak poznałam i pokochałam Diabełki.
ObrazekObrazekObrazek"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)Miluś(*)NUTKA!!(*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35646
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Pt lut 04, 2011 0:59 Re: Moje koty wolnożyjące ...BIELANIAKI-początek historii str.5

Przyklejam :)
Tak się zastanawiam, czy w pierwszym poście nie można by wpisać, które już po sterylce :) To by pewnie wiele ułatwiło, można by się zastanawiać, kto w następnej kolejności i kiedy :)

Szalony Kot

 
Posty: 23304
Od: Pt wrz 24, 2010 13:01
Lokalizacja: Grodzisk Maz./ Warszawa

Post » Pt lut 04, 2011 1:01 Re: Moje koty wolnożyjące ...BIELANIAKI-początek historii str.5

Chcesz się włączyć? :D
ObrazekObrazekObrazek"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)Miluś(*)NUTKA!!(*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35646
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Pt lut 04, 2011 1:06 Re: Moje koty wolnożyjące ...BIELANIAKI-początek historii str.5

Powozić mogę do Koterii, jak Ty przy metrze, to może nie będę do Ciebie jechała prawie dwie godziny, jak do Smarti ;)

Szalony Kot

 
Posty: 23304
Od: Pt wrz 24, 2010 13:01
Lokalizacja: Grodzisk Maz./ Warszawa

Post » Pt lut 04, 2011 1:11 Re: Moje koty wolnożyjące ...BIELANIAKI-początek historii str.5

Na razie wszystko jest dobrze zorganizowane - korzystamy z dzielnicowych lecznic.
ObrazekObrazekObrazek"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)Miluś(*)NUTKA!!(*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35646
Od: Sob lut 28, 2009 21:24


Post » Pt lut 04, 2011 10:00 Re: Moje koty wolnożyjące ...BIELANIAKI-początek historii str.5

Szalony Kot pisze:To zawsze mogę ogłosić któregoś, kto się nada do domu :)


Na razie nie widzę kandydatów :P
Wczoraj na zabiegu była koteńka - burasia cała, taka już kilkuletnia dorosła, z dużą ilością ciąż i porodów. Nie jest ode mnie z bloku, ale z parkingu po drugiej stronie ulicy. niesamowicie dzielna, wszystkimi dziećmi się opiekowała i zyje tyle czasu nie mając swojej piwnicy..
Otóż pannica jest tak waleczna, że moment po zszyciu wybudziła się i wet w ostatniej chwili ją złapał. gdy ją wiozłam do domu to na podwórku juz była w pełnej gotowości do wyjścia z transportera, oczki przytomne, bystre. Teraz siedzi w kuwecie i każde podejście do klatki obsykuje, fuczy, trzepie łapą. Ze strachem otwierane są drzwiczki do klatki.

Nadaje się do adopcji od już :!: :ryk: :ryk: :ryk: :ryk: :ryk:

Żartuję oczywiście, zastanawiamy się, jak ją włożymy do transporterka żeby ją wypuścić... :roll:
ObrazekObrazekObrazek"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)Miluś(*)NUTKA!!(*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35646
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Pt lut 04, 2011 11:20 Re: Moje koty wolnożyjące ...BIELANIAKI-początek historii str.5

Dowiedziałam się, ze Koteria nie leczy tylko sterylizuje i oni mi nie pomogą a wolnozyjących kotów się nie leczy. I jeśli ja nie miałam kota chorego na pnn to mam sie nie wypowiadać.
Dlatego nie lubię koterii do dziś i unikam jej jak ognia.

Chcialam cos powiedziec na ten temat-na pewno nikt nie powiedzial Pani w Koterii,ze kotow wolnozyjacych sie nie leczy!!! Jakas bzdura-nie jest to mozliwe!
Powiedziano Pani,ze nie przyjumujemy kotow chorych,poniewaz zajmujemy sie zabiegami kastracji wolnozyjacych kotow. Juz tlumacze dlaczego nie przymujemy chorych-chore zwierzeta zarazaja inny wiec jak mozna do zdrowych po zabiegu lub przed przyjmowac chore. Koty oslabione,zestresowane po zabiegach zaraz by cos zlapaly wiec dlatego nie przyjmujemy na leczenie. Oczywiscie sa sytuacje,ze karmiciel przywozi kota a potem okazuje sie,ze jest chory-wtedy go izolujemy i leczymy,ale nie mozemy przyjmowac kotow o ktorych wiemy z gory,ze sa chore-wtedy bylby jeden wielki szpital z chorymi kotami.

Pozdrawiam serdecznie i prosze nastepnym razem pomyslec jak wyda Pani jakas opinie o Koterii!

cziko3

 
Posty: 35
Od: Wto lut 10, 2009 18:50

Post » Pt lut 04, 2011 11:51 Re: Moje koty wolnożyjące ...BIELANIAKI-początek historii str.5

Szanowna Pani cziko3 -
sęk w tym, że ja nie dzwoniłam do Koterii po to, aby te koty tam przywieźć do leczenia, tylko po to, aby sie dowiedzieć jak ja je mogę sama leczyć.
NIestety uzyskałam odpowiedź własnie taką:

Dowiedziałam się, ze Koteria nie leczy tylko sterylizuje i oni mi nie pomogą a wolnozyjących kotów się nie leczy. I jeśli ja nie miałam kota chorego na pnn to mam sie nie wypowiadać.


cziko3 pisze: Chcialam cos powiedziec na ten temat-na pewno nikt nie powiedzial Pani w Koterii,ze kotow wolnozyjacych sie nie leczy!!! Jakas bzdura-nie jest to mozliwe!


... i podobnie jak Pani uważam ją za kompletną bzdurę i niestety jest to możliwe.
ObrazekObrazekObrazek"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)Miluś(*)NUTKA!!(*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35646
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Pt lut 04, 2011 22:06 Re: Moje koty wolnożyjące ...BIELANIAKI-początek historii str.5

Osoby ktore odbieraja tel w Koterii nie sa lekarzami takze nie udzielaja porad na temat leczenia. Generalnie nie leczy sie kotow przez tel-w wyjatkowych sytuacjach mozna podac antybiotyk w tzw ciemno nie widzac kota jedynie po objawach u kotow wolnozyjacych do ktorych nie da sie podejsc.Nastepnym razem prosze dzwonic na stronie jest tel do lekarza.

Pozdrawiam

Iwona Klucinska_Petschl

cziko3

 
Posty: 35
Od: Wto lut 10, 2009 18:50

Post » Pt lut 04, 2011 22:18 Re: Moje koty wolnożyjące ...BIELANIAKI-początek historii str.5

cziko3 pisze:Osoby ktore odbieraja tel w Koterii nie sa lekarzami takze nie udzielaja porad na temat leczenia. Generalnie nie leczy sie kotow przez tel-w wyjatkowych sytuacjach mozna podac antybiotyk w tzw ciemno nie widzac kota jedynie po objawach u kotow wolnozyjacych do ktorych nie da sie podejsc.Nastepnym razem prosze dzwonic na stronie jest tel do lekarza.

Pozdrawiam

Iwona Klucinska_Petschl



Aha, czyli rozmawiałam z Panią.
Pozwolę sobie w takim razie zacytować emaila którego wysłałam do Pani Anny Wypych oraz odpowiedź, którą od niej dostałam.
Pani Doktor - nie chciałam tego robić, ale sama Pani mnie do tego sprowokowała.

--- Original Message -----
From: "Marzena " <@wp.pl>
To: <koteria@argos.org.pl>
Sent: Friday, August 28, 2009 5:32 PM


> Dzień dobry.
>
> W moim bloku, w piwnicy mieszka kotka z pięcioma półrocznymi kotkami,
> które są dzikie i mają koci katar. Czy możecie Państwo pomóc w leczeniu
> ich?
> Z informacji w prasie, mediach, zamieszczonych na Państwa stronie
> internetowej wynika, że Koteria zajmuje się leczeniem, nie tylko
> sterylizacją i kastracją.
>
> "Drugim zadaniem jest oddawanie do adopcji kotów oswojonych oraz
> młodych, podatnych na oswojenie, a także profilaktyka i leczenie, które
> niestety ograniczone są stopniem oswojenia kota.
> Rutynowy zakres działania gabinetu wet. obejmuje:
> badanie,
> zabiegi profilaktyczne,
> sterylizację/kastrację,
> oznakowanie kota przez płaskie obcięcie rogu ucha,
> pobyt i obserwację po zabiegu,
> ewentualne leczenie, stosownie do stopnia oswojenia i sytuacji kota. "
>
> Natomiast przed chwilą rozmawiałam z weterynarzem Panią Iwona
> Kłucińska-Petschl , która temu zaprzeczyła i jeszcze mi zarzuciła, że
> jestem niemiła. Mam nadzieję, że to zwykłe nieporozumienie.
>
> Bardzo proszę o odpowiedź, w jaki sposób można pomóc małym, czarnym
> diabełkom.
>
> Pozdrawiam - Marzena Ż.

Witam,
Koteria to osrodek w ktorym sterylizujemy i kastrujemy koty bezdomne. To
nasza glówna dzialalnosc. Mozemy wiec wysterylizowac kotke i za ok dwa
miesiace kociaki - bo wtedy beda juz w wieku pozwalajacym na zabieg.
Skad Pani wie, ze koty maja koci katar? Czy to stwierdzil lekarz czy to jest
Pani domniemanie? Jesli chodzi o leczenie to sprawa jest bardzej
skomplikowana - koty dzikie sa raczej nieleczalne poniewaz nie mozna podac
im lekow ani przeprowadzic badan. Czesto stres zwiazany ze zlapaniem i
trzymaniem w klatce zrobi wiecej zlego niz ew. leczenie. Nasze mozliwosci
ograniczaja sie w praktyce do zabiegow podczas narkozy i krotkiego leczenia
w czasie w ktorym kot i tak musi byc w osrodku. Czasem koty sa na tyle
przyzwyczajone do opiekuna, ze ten moze podac im w jedzeniu leki ale jest to
oczywiscie leczenie malo skuteczne - choc czesto jedyne mozliwe. Sadze, ze
mozemy pomoc w ten sposob, ze damy Pani leki na odrobaczenie - prawie na
100% koty sa zarobaczone i zapchlone i ew. antybiotyk do podawania w
jedzeniu.

Pozdrawiam, Anna Wypych

Oczywiście, z wiadomych względów, głównie długości oczekiwania na odpowiedź, propozycja pomocy ze strony Pani Wypych została przeze mnie odrzucona, mimo że właśnie takiej pomocy oczekiwałam - gdyż tę pomoc uzyskałam tego samego dnia od lekarza weterynarii w gabinecie w mojej dzielnicy.
Ostatnio edytowano Sob lut 05, 2011 13:03 przez Marzenia11, łącznie edytowano 2 razy
ObrazekObrazekObrazek"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)Miluś(*)NUTKA!!(*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35646
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Pt lut 04, 2011 22:32 Re: Moje koty wolnożyjące ...BIELANIAKI-początek historii str.5

Wogole sobie tej rozmowy nie przypominam-jsli juz to musiala sie odbyc juz jakis czas temu. Jezeli Pani rozmawiala ze mna to na 100 % nie powiedzialam Pani,ze nie leczy sie kotow wolnozyjacych.
Jeszcze raz Pani tlumacze to,ze mamy napisane w ulotce,ze leczymy,ale to chodzi o leczenie kotow ktore juz do nas trafia i np sie rozchoruja lub wlasciciel/opiekun nie zauwazyl,ze sa jakies obajwy chorobowe.
Czemu zaprzeczylam rozmawiajac z Pania? zaprzeczam tylko wtedy jak ktos chce do nas przyjechac z chorym kotem! Mogla byc taka sytuacja,ze pani nalegala zeby przyjac i stad sie zrobilo niemilo. Bardzo bysmy chcieli pomoc wszystkim,ale niestety tak sie nie da.

cziko3

 
Posty: 35
Od: Wto lut 10, 2009 18:50

Post » Pt lut 04, 2011 22:38 Re: Moje koty wolnożyjące ...BIELANIAKI-początek historii str.5

cziko3 pisze:Wogole sobie tej rozmowy nie przypominam-jsli juz to musiala sie odbyc juz jakis czas temu.

Jak Pani spojrzy na date emaila to zoabczy, ze to był 2009 rok... nie dziwi mnie, ze pani nie pamięta..

cziko3 pisze:Jezeli Pani rozmawiala ze mna to na 100 % nie powiedzialam Pani,ze nie leczy sie kotow wolnozyjacych.

No niestety powiedziała pani.... w jakim celu miałabym kłamać?

cziko3 pisze:Czemu zaprzeczylam rozmawiajac z Pania? zaprzeczam tylko wtedy jak ktos chce do nas przyjechac z chorym kotem! Mogla byc taka sytuacja,ze pani nalegala zeby przyjac i stad sie zrobilo niemilo. Bardzo bysmy chcieli pomoc wszystkim,ale niestety tak sie nie da.

Nie chciałam przyjechać. Nie umiałam wtedy i nawet nie miałam wyobrażenia jak się łapie dzikie, wolnozyjące koty. Ale Pani mnie tak potraktowała. Osoby z którymi mam teraz kontakt, a które są w jakiś sposób związane z Koterią mi to wytłumaczyły - własnie, że do Koterii dzwoni wiele osób i nalega aby przyjąć ich koty i że widocznie ja tez tak zostałam odebrana. Ja to rozumiem, co nie znaczy, ze lubię Koterię. Bo jednak uważam, ze nie mozna do każdego dzwoniącego człowieka podchodzić schematycznie już, tylko go warto posłuchać....
ObrazekObrazekObrazek"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)Miluś(*)NUTKA!!(*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35646
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Pt lut 04, 2011 22:42 Re: Moje koty wolnożyjące ...BIELANIAKI-początek historii str.5

Nie spojrzalam na date maila. Nie podchodze do kazdego schematycznie.Moze trafila Pani na moment kiedy bylam zabiegana. W takim razie przepraszam jezeli Pania urazilam,ale na 100% nie powiedzialm,ze wolnozyjacych sie nie leczy-tego jestem pewna.

cziko3

 
Posty: 35
Od: Wto lut 10, 2009 18:50

Post » Pt lut 04, 2011 22:50 Re: Moje koty wolnożyjące ...BIELANIAKI-początek historii str.5

cziko3 pisze:Nie spojrzalam na date maila. Nie podchodze do kazdego schematycznie.Moze trafila Pani na moment kiedy bylam zabiegana. W takim razie przepraszam jezeli Pania urazilam,ale na 100% nie powiedzialm,ze wolnozyjacych sie nie leczy-tego jestem pewna.



Nie będę Pani przekonywać bo to nie ma sensu. Nie chodzi o urażenie mnie tylko o mój szok i rozczarowanie co do miejsca i braku pomocy czyli porady,.. nic to. Naprawdę kładę to na karb wielu dzwoniących osób i ogromu pracy, którą wykonujecie.
Mam nadzieję, ze juz możemy zakończyć tę sprawę- i jeśli myśli Pani, ze tak bedzie lepiej - wykasuję cytowane emaile.
Zapraszam serdecznie do śledzenia wątku moich wolnozyjących kotów - Bielaniaków i Diabełków :wink:
ObrazekObrazekObrazek"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)Miluś(*)NUTKA!!(*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35646
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: niafallaniaf, puszatek, quantumix i 155 gości