charcoal, dokładnie....
Nie mogę z nimi dojść do porozumienia.... Szczerze powiedziawszy można by już te kiciochy połapać i porobic zdjęcia 100 razy, ale one stwarzają takie problemy, że ręce opadają... A ja nie mogę w nieskończoność trzymać klatki (jedyna taka w Rzeszowie). Nie wiem co będzie, jak na razie idzie to jak krew z nosa... Naprawde robiłam co mogłam przez święta, zaprzęgłam znajomą wetkę, przyjeżdżałyśmy codziennie i.... zaczynam mieć już naprawdę dość
One są w porządku, ale nie szanują w ogóle cudzego czasu i zaangażowania.
Teraz jeszcze p.Paulina się rozchorowała, miała do mnie zadzwonić w sobotę czy będzie mogła przyjechać do kotków w niedzielę i cisza..... Zachowuje się jakby jej w ogóle nie zależało....
Nic, zadzwonię do niej wieczorem. W środę chciałabym zawieźć popiela to Rudnika więc dobrze by było, żeby byla w stanie mi go złapać
