Los chciał, że trafił do mnie Ramzes (oficjalne imię do książeczki). Jak? A czy to ważne, kolejna kocia bieda i tyle...
Ramzes to 4-miesięczne kocię (chłopak), czarny. U weterynarza byłam z nim jak najszybciej jak mogłam pójść. Odrobaczony, uszy wyczyszczone, odpchlony. W przyszłym tygodniu do weta drugi raz już tym razem na szczepienie.
Ciotka ruda Zuza nie jest zachwycona nowym towarzyszem.
Sprała raz go łapką, bo podbiegł za blisko jej tyłka jak ją miziałam po grzbiecie

, potem naburczała i naprychała. Dzisiaj jest już lepiej, bo przy gościach leżała na parapecie z metr od niego i nie burczała, mimo, że Ramzes spał na moich kolanach. Wieczorem postęp, Ruda umyła się przy Ramzesie. Spał na moich kolanach, mrucząc jak traktor.

Co będzie dalej? Zobaczymy. Mam nadzieję, ze zostanie jako rezydent, bo i tak planowałam dokocenie. Ale reakcja rodziców? pół na pół. O tej drugiej połowie wolę nie mówić.
A oto sprawca całego zamieszania:
