A teraz proszę zazdraszczać.
Wiecie jak to jest z kotami, jak są chore. Amigo ma oridermyl do uszu, zastrzyki w tyłek, syropek do pysia. No i co?
Zastrzyki - Przy zastrzykach Amigo się mizia, on chyba nawet nie wie, że to powinno boleć, albo że się wtedy ucieka, nie nie... on się mizia, robi przewrotki i wywala brzuch - fakt stanowi to pewne utrudnienie.
Syropek - Opcja I - podawanie do pysia z kotem naprzeciwko podającego. Baranek, baranek, baranek itd. W tej opcji podawanie jest praktycznie niewykonalne jednoosobowo.
Opcja II - podawanie do pysia z kotem siedzącym tyłem do podającego. Amigo się przytula wciera w człowieka, pakujemy strzykawkę do pysia, pysio mlaszcze, dziamdzia, ciumka bo chyba lubi syropek, po nanosekundzie kot odwrócony jest przodem. Baranek, baranek, baranek. Itd.
Oridermyl - Baranek, baranek, baranek. Wołamy pomocnika, baranek, baranek oooo pomocnik, baranek w pomocnika, miziu, miziu, jest jedno ucho oooo baranek w podającego, baranek, baranek... druga osoba odwraca uwagę, acha tu było miziu, miziu, jest drugie ucho.
Komiczniej wychodzi tylko zawijanie kota, który się wtedy podkłada boczkami i brzusiem, co wcale nie ułatwia zadania.
Ten kot miział się nawet u weta! O wetke! Wetka bandażująca go w sobotę, po całej akcji pogłaskała go po pleckach i powiedziała "Kocie, wyobraź sobie, że ten bandaż Cię głaszcze". Ten kot powinien mieć etatowego głaskacza.
Acha, Amigo powolutku traci piękną "sportową" sylwetkę i w okolicy brzusznej dąży do stanu kulki. Na ten moment waży 4,5 kg

więc nie wpadamy w panikę.