Moja wet jak martwiłam się, że początkowo Magnolcia chciała tylko vom feinstein dla kastratów, który jest bez warzyw itd. (mięso mięśniowe indyka + bulion + węglan wapnia oraz odrobina witamin i minerałów), to mi powiedziała
proszę pani, to jest kot - jak ma mięso i trawę, to sobie poradzi. Zresztą w tej lecznicy sklep jest z drugiej strony, a u weta to można ewentualnie gratis próbkę dostać (kilka marek mają), żeby sprawdzić, czy kotu smakuje i służy, ale akurat ona preferuje mokre (czy to puszki, czy mięso), a suche to mówi, że dobrze jakby kot umiał jeść, bo czasami jest konieczność diety leczniczej i nie zawsze w puszkach jest (tu jest plus BARFu - można mieszanki modyfikować pod nerkowców, trzustkowców, wątrobowców czy problemy z pęcherzem tak jak to jest robione w dietach weterynaryjnych tylko mądrzej, bo zamiast pchać węglowodany daje się np. więcej tłuszczu).
Tyle, że BARF nie jest dla ludzi, którzy chcą mieć gotowe rozwiązanie - to niestety nauka i ciągle poszerzanie wiedzy o kotach oraz składnikach pokarmowych, bo nawet z kalkulatorem jak się nie ma podstaw wiedzy, to niby liczby się zgadzają, ale... natomiast jeśli ktoś ma mało czasu albo lubi koty, ale nie na tyle, żeby zajmować się dietetyką itp., to lepiej żeby karmił mokrym (dobrym), bo z BARFem nie da się "na oko" i w kółko to samo "bo kot lubi i nie chce innego" (aż mi się przypomina post na jednym forum, gdzie zatroskana mamusia pisała, że dziecko ma 2 latka i nie chce nic jeść poza kaszką manną na mleku, więc mu nie daje innych rzeczy, bo dziecko nie chce i płacze - super pomysł: prawie jak karmienie kota tylko tym, co lubi i ciągle tym samym, bo innych rzeczy nie chce). Mi się akurat spodobał ten Catz, bo ma przyzwoity stosunek mięsa mięśniowego do reszty, reszta też jest dokładnie określona, a do tego sporo smaków do wyboru (kilka z małych zwierząt) i cena nie jest zwalająca z nóg.
Tutaj jest o przestawianiu kota kolejno z suchego na mokre, a następnie na surowiznę - warto zerknąć, bo ten sam mechanizm pozwala przestawiać z ulubionego mokrego na inne mokre (głodem i na raz to zadziała tylko z takim głodomorem, który zeżre wszystko, co jest w stanie włożyć do paszczy).
I jeszcze materiał odnośnie
zbóż w kociej diecie - dla niedowiarków, że to nie do końca dobre (w końcówce jest o persie i tym jak bardzo się różni od dzikiego kuzyna

). A dla tych, którym wet mówi, że mięso to groźne, a sucharki cudne, polecam
list z tego linku. Oto fragment (a raczej kilka), który powinien zachęcić każdego do lektury i refleksji, czy może jednak nie jest w tym sporo racji:
Nigdy nie ośmieliłabym się twierdzić, że znam biochemię kota lepiej niż ktoś, kto ukończył studia weterynaryjne. Nie leczę dziesiątek zwierząt każdego dnia ani też nie przeprowadzam wielu rodzajów precyzyjnych zabiegów chirurgicznych czy procedur ratujących życie. Moją jedyną kwalifikacją, upoważniającą mnie do napisania tego tekstu jest fakt, że w 2000 roku zastosowałam u mojego chorego na IBD kota dietę, która uwolniła go od zapalenia jelit nękającego go przez 6 przykrych lat.
[...]
... mam poczucie, że dieta stoi na szarym końcu jeśli chodzi o dochodzenie przyczyn wielu przewlekłych kocich chorób.
[...]
Nie było to zwyczajne wyleczenie choroby lub jedynie zamaskowanie objawów sterydami.
[...]
Nie mówię, że nie istnieją koty, które mają prawdziwą alergię pokarmową albo koty czerpiące chociaż minimalną korzyść z jedzenia suchej karmy. Ale w naszym przypadku (i w przypadku wielu osób, którym doradzałam, gdy starały się bezpiecznie dobierać dietę dla swoich bardzo chorych zwierząt) nazywanie „alergią” reakcji układu pokarmowego na składniki, które nigdy nie powinny były się znaleźć w diecie mięsoŜerców, jest błędem. Gdybym ja zachorowała od zjedzenia zmielonego szkła, to czy mój lekarz oświadczyłby, że jestem na nie „uczulona”? Albo, że w jakiś tajemniczy sposób rozwinęła się u mnie nadwrażliwość na odłamki szkła? Oczywiście, że nie. Mój lekarz przewróciłby oczami, powiedział, żebym więcej nie jadła szkła, bo nie jest to pokarm, z którego fizjologicznie mogłabym czerpać korzyści żywieniowe, udzieliłby mi rozsądnych porad dotyczących zdrowego żywienia, a później miałby niezły ubaw opowiadając kolegom z pracy o świrze, który zjawił się w jego gabinecie (mam jednak wrażenie, że gdybym poszła do weterynarza z tym samym problemem, sprzedano by mi specjalistyczną drogą karmę z „formułą przeciw-odłamkom-szkła”).
...