






Wracałam z biegania i patrze z daleka że na ulicy siedzi kotek, ten który zawsze czeka na moja mame, bo ona go przychodzi karmić. Ale gdy podeszłam bliżej zauważyłam, że zachowuje sie bardzo dzwnie i z pyszczka leci mu krew. Już byłam pewna że potrącił go samochód.
Kotek jest dzikuskiem więc zdjęłam bluzę i zarzuciłam na niego i jakoś delikatnie wziełam na ręce. Fuczał na mnie ale ja niewzruszenie niosłam go jakieś pół kilometra. I gdy juz byłam przy samochodzie kotek wywinął mi sie i uciekł pod samochody na parkingu. Trzymałam go delikatnie bo przecież nie mogłam go ścisnąć nie wiedziałam jakie ma obrażenia, więc miał możliwość ucieczki.
Szukłam, czołgałam sie pod samochodami z latarką i w okolicznych krzakach, ale ani śladu

Mam doła
