Ja chyba dostanę kiedyś zawału.
Już wieczorem Tenia była jakaś nie wyraźna, ale to było takie ledwo zauważalne. Rano bardzo śpieszę, mam mało czasu, to i na obserwowanie go nie starcza. Po pracy miałam gdzieś iść,ale najpierw oczywiście spacer psów, karmienie tałatajstwa itd. A Tenia jakoś taka osowiała, do jedzenia nie bardzo. Miałam jej opatrunek zmienić po powrocie, ale w tej sytuacji myślę - obejrzę łapkę, chociaż z wierzcuhu, a tu... paluszki spuchnięte paskudnie. Znaczy się - doktor ciut za ciasno zabandażował. Rozwijam, Teńka coś się tam rozzłościła, szarpnęła - a tu jak nie tryśnie z piętki, najpierw takie trochę gęste z krwią, a potem czysta krew. Spanikowałam. nigdzie nie poszłam, a raczej poszłam (pojechałam) - do weta. Najpierw zadzwoniłam, powiedział, żebym na razie nawet luźno nie zawijała, a tylko założyła skarpetkę.
Co się okazało. Faktycznie elastyczny bandaż trochę za mocno ucisnął. Ale jakby "przy okazji" stało się coś, co właściwie jest pozytywne. Ta piętka poza tym, że z raną, to była dość mocno opuchnięta. A to było coś takiego jak obieranie palca - miałyście? Puchnie, boli, w końcu pęka albo trzeba naciąć. No i Teńce właśnie pękło. Na w piętce poza raną dwie dziury, głębokie do kości, chociaż maleńkie, takie otworki. Doktor powiedział, że właściwie wiedział, że tak się stanie, tylko nie myślał, że tak szybko, raczej się spodziewał, że tą raną będzie się oczyszczać. Po tym wszystkim łapka wklęsła zanim Tenia dojechała do doktora. Po drodze nawaliła jeszcze qpala gigant w pieluchę i woniała jak nie powiem co

, u weta ją przewinęłam, przy okazji pozwiedzała trochę. Po powrocie wzięła się solennie za nadrabianie zaległości w jedzeniu. Siedzi teraz w klatce w skarpetce, bo jak ją wypuszczę, to jeszcze skarpetkę zgubi. Rano przed pracą mogę znowu zrobić jej delikatnie opatrunek.
Ufff... idę spać, ledwo żyję.